Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kartuzy. Wzruszające spotkanie z mieszkankami Zdołbicy w Ukrainie ZDJĘCIA

Lucyna Puzdrowska
Lucyna Puzdrowska
W środowy poranek, 8 czerwca Stowarzyszenie Otwarte Kaszuby, które od pierwszych dni wojny na Ukrainie wspiera uchodźców i niesie pomoc mieszkańcom Ukrainy, zorganizowało tzw. śniadanie prasowe z mieszkankami Zdołbicy w Ukrainie. To gmina, do której od kilku miesięcy docierają konwoje humanitarne z Kartuz. Ukraińskiej delegacji przewodzi Tetiana Tymoshchuk, burmistrz Zdołbicy.

Jak wyjaśnił na wstępie Krzysztof Rek, przewodniczący Stowarzyszenia Otwarte Kaszuby, pomysł na śniadanie prasowe a nie na przykład konferencję prasową wziął się stąd, że z założenia miało to być spotkanie nieformalne.

- Zależało nam na tym, aby zarówno nasi goście z Ukrainy, jak również nasi lokalni dziennikarze poczuli się swobodnie - mówił Krzysztof Rek. Była więc kawa, różne słodkości, a pytania pojawiały się same. Co ciekawe, nie było problemu z porozumieniem się, chociaż trudniejsze kwestie tłumaczyła pani Svietlana, prawniczka, Ukrainka od czterech lat mieszkająca w Kartuzach.

Panie, które towarzyszyły Tetianie Tymoshchuk, burmistrz Zdołbicy, są radnymi gminy, a jedna z nich pełni funkcję dyrektora Centrum Kultury.

Trudno było powstrzymać łzy...

Jakkolwiek by to zabrzmiało, ale Polacy powoli przyzwyczajają się do tego, że za naszą wschodnią granicą toczy się wojna. Początkowe przerażenie rosyjską agresją na naszych sąsiadów, dla wielu staje się tematem, z którym już się oswoili. Trzeba bezpośredniego spotkania z ludźmi stamtąd, aby tragizm ich sytuacji uderzył na nowo. Bo jak nie przeżywać, jak się nie wzruszać, gdy na przeciwko siedzą kobiety, których synowie walczą na froncie, walczą o wolną Ukrainę, a prawdopodobnie też o wolną Europę.

- Mój syn jest w tej chwili w tzw. strefie "0", czyli tam, gdzie nie wolno dotrzeć z żadną pomocą humanitarną - opowiadała Olena Smirnova. - Bardzo też trudno o kontakt z nimi. Niedawno przeżyłam gehennę, gdy przez tydzień była cisza, zero kontaktu. Nie wiedziałam, czy żyje czy też leży tam gdzieś zabity, bez grobu i modlitwy. Tylko matka jest w stanie ten ból zrozumieć.

- Nasi chłopacy, żołnierze w strefie "0" są w tej chwili najważniejsi - mówiła burmistrz Tetiana Tymoshchuk. - Pomoc im jest utrudniona z uwagi na to, że ich lokalizacja objęta jest tajemnicą. Jedzenie i podstawowe produkty otrzymują od wojska, ale wiemy, że taka pomoc wojskowa dociera do nich raz na jakiś czas, więc często nie mają jedzenia czy środków opatrunkowych. Nasi wolontariusze mogą dotrzeć najdalej do strefy "1" i tam zostawiają żywność, środki higieny czy leki, które stamtąd są przez naszych chłopaków odbierane.

Jak mówi pani Olena, wiele osób uważa, że nie może pomóc ukraińskim żołnierzom, bo przecież im potrzebna jest tylko broń.

- Owszem, broń jest potrzebna, ale żeby mogli się tą bronią posługiwać, muszą być silni i zdrowi, dlatego potrzebują wszystkiego, co konieczne do życia - kontynuuje Olena Smirnova. - Wiem od syna, że był tydzień, kiedy w ogóle nie mieli co jeść, bywają też problemy ze zwykłą wodą do picia. Czuję się bezsilna, bo nie mogę synowi pomóc. To straszne!

Wszystkie panie podkreślały dobitnie, że najważniejsza jest pomoc ukraińskim żołnierzom.

- Jeśli jej nie otrzymają, jeśli z wycieńczenia nie będą w stanie walczyć, to sama broń nie pomoże. Oni są dla nas w tej chwili najważniejsi! - mówiła pani Olena.

Zdołbica nie jest obecnie bombardowana, choć sporadycznie ataki się zdarzają

To właśnie ze względu na umiarkowany spokój, w Zdołbicy przebywa obecnie wielu uchodźców z bombardowanych rejonów Ukrainy.

- Wszyscy udzielamy im schronienia bez względu na to jakie mamy mieszkania, czy dwupokojowe czy trzypokojowe. Tu nikt teraz nie myśli o luksusach, tylko żeby mieć gdzie spokojnie głowę położyć - opowiada pani Olena. - Syreny wyją u nas każdego dnia.

Ponad miesiąc temu, dzień po ukraińskiej Wielkanocy, nieco ponad kilometr od domu Oleny spadły rosyjskie rakiety. U sąsiadów Oleny powybijało szyby, kawałek dalej pozrywało dachy.

- Taka jest nasza codzienność. Dziś masz piękne mieszkanie i względny spokój, jutro nie masz nic - kontynuuje Olena Smirnova.

Panie przywiozły z Ukrainy przepiękne książki dla dzieci w języku ukraińskim, ale też inne cudeńka - dzieła pracy rąk ukraińskich kobiet, niektóre jak dzieła sztuki. W najbliższym czasie Stowarzyszenie Otwarte Kaszuby zorganizuje aukcję internetową, gdzie będzie można je nabyć. Dochód zostanie w całości przeznaczony na żywność i inną pomoc humanitarną dla ukraińskich żołnierzy.

- Potrzebna jest teraz bardziej zorganizowana pomoc, nie jednorazowa, ale systematyczna, ciągła - mówi Krzysztof Rek. - Najlepiej zorganizować ją przy pomocy samorządów. To samorządy mają kontakt z miastami partnerskimi w Europie, ale też z przedsiębiorcami na terenie swoich gmin. Mamy z powiatowym osiem samorządów i gdyby na przykład każdego tygodnia inny samorząd zmobilizował właścicieli firm i chętnych mieszkańców do zbiórki darów, ta pomoc byłaby stała.

Jak dodaje Krzysztof Rek, nie musi to być ogromny transport, najważniejsze, żeby pomoc świadczona była systematycznie.

Poza żywnością, najlepiej w puszkach, bardzo potrzebne są batony energetyczne dla żołnierzy, które zaspokoją potrzeby organizmu w podstawowe składniki odżywcze. Mile widziane będą środki opatrunkowe, odkażające, przeciwzapalne, tabletki przeciwbólowe, zestawy witamin czy leki na przeziębienie.

Jeśli ukraińscy wolontariusze dostarczą je do strefy "1", ukraińscy żołnierze będą w stanie je odebrać.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kartuzy.naszemiasto.pl Nasze Miasto