Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zabójstwo w Kiełpinie. Dziś jest tu tak cicho. Nic nie wskazuje na to, że tydzień temu w tych miejscach rozgrywał się zbrodniczy dramat

Lucyna Puzdrowska
Lucyna Puzdrowska
Dziś wieczorem mija tydzień od zderzenia pociągu z samochodem osobowym na przejeździe kolejowym w Mezowie. Niedługo potem śledczy odkryli, że znajdująca się w pojeździe młoda kobieta nie zginęła w wypadku. Została wcześniej zamordowana, a jej ciało w samochodzie przewiezione na tory.
Dziś wieczorem mija tydzień od zderzenia pociągu z samochodem osobowym na przejeździe kolejowym w Mezowie. Niedługo potem śledczy odkryli, że znajdująca się w pojeździe młoda kobieta nie zginęła w wypadku. Została wcześniej zamordowana, a jej ciało w samochodzie przewiezione na tory. Lucyna Puzdrowska
Dziś wieczorem mija tydzień od zderzenia pociągu z samochodem osobowym na przejeździe kolejowym w Mezowie, do którego doszło w środę, 10 stycznia około godziny 21.00. Niedługo potem śledczy odkryli, że znajdująca się w pojeździe młoda kobieta nie zginęła w wypadku. Została wcześniej zamordowana. Jej ciało zostało przewiezione w bagażniku samochodu z miejsca zbrodni w pobliże przejazdu, a następnie usadowione za kierownicą i razem z samochodem zepchnięte na tory. Zarzut zabójstwa usłyszał mąż ofiary - 35-letni Tomasz K.

Tydzień po tej tragedii, 17 stycznia odwiedziliśmy miejsca, gdzie rozgrywał się zbrodniczy dramat, w którym śmierć poniosła 31-letnia Jolanta. Dziś, zarówno przed salonem kosmetycznym w Kiełpinie, gdzie 10 stycznia doszło do mordu, jak i przed przejazdem kolejowym w Mezowie, było cicho i pusto.

W śniegu przysypane białym puchem znicze

To najwidoczniej była pierwsza reakcja okolicznych mieszkańców, których posesje usytuowane są w pobliżu przejazdu kolejowego w Mezowie - zapalić światełko, by upamiętnić tragedię, do której doszło na torach.

Wtedy jeszcze przecież nikt nie wiedział, że jedynym poszkodowanym w tym wypadku kolejowym był... samochód młodej kobiety.

Pierwszy komunikat policji z Kartuz był dwuznaczny

- Tuż przed godziną 21 oficer dyżurny KPP Kartuzy otrzymał zgłoszenie o wypadku, do którego doszło na przejeździe kolejowym w Mezowie. Pociąg zderzył się tam z samochodem osobowym. Na miejsce skierowano policjantów i służby ratunkowe - informowała sierż. Aldona Naczk, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Kartuzach. - W wyniku odniesionych obrażeń śmierć na miejscu poniosła 31-letnia kobieta, która znajdowała się w samochodzie.

Od razu, czytając ten komunikat, zwróciłam uwagę na sformułowanie "znajdowała się w samochodzie". Nigdy wcześniej nie użyto takiego określenia. Wcześniej podawano: "kierująca wjechała pod pociąg" czy "kierująca poniosła śmierć na miejscu".

Pamiętam, jak późnym wieczorem w domu rozmawialiśmy na ten temat i jak czepiałam się tego określenia. Rodzina mnie zbeształa, twierdząc, że czepiam się drobiazgów, a nie tego, że zginęła młoda dziewczyna, uwielbiana przez klientki właścicielka salonu fryzjersko-kosmetycznego.

Bo prawie od razu lotem błyskawicy rozeszła się wiadomość, kto zginął "pod kołami pociągu". Jolanta wraz z siostrą Beatą prowadziły ów salon od niedawna i obie zyskały w środowisku renomę, ciesząc się sympatią klientek.

Służby nie potwierdzały spekulacji, które zaczęły pojawiać się w sieci i mediach

11 stycznia zaczęły pojawiać się informacje, a w zasadzie - jeszcze wtedy - spekulacje, że kobieta została zamordowana, a wypadek upozorowany. Spekulacje, ponieważ ani policja, ani prokuratura nie potwierdzały informacji zalewających już wręcz tego dnia media, nie tylko pomorskie.

- Dziś o godzinie 11 rozpoczęła się sekcja zwłok denatki. Nie wiadomo jak długo potrwa. Na tę chwilę mogę jedynie potwierdzić, że trwają czynności w sprawie tego zdarzenia - powiedziała w końcu prokurator Grażyna Wawryniuk, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.

Dodała też, że zatrzymana została jedna osoba.

Zaczęły pojawiać się pytania: tragiczny wypadek czy morderstwo z zimną krwią?

Informacja o tym, że kobieta mogła zostać zamordowana, a wypadek na przejeździe kolejowym w Mezowie upozorowany, podało gdańskie radio. Jak wyliczano, w bagażniku były ślady krwi i biologiczne kobiety, która w chwili zderzenia z pociągiem siedziała za kierownicą.

Sensacyjne doniesienie podchwyciły inne media. Tytuły, że mogło dojść do morderstwa 31-letniej mieszkanki powiatu kartuskiego, a następnie upozorowanego wypadku, zaczęły pojawiać się na portalach w całym kraju. Służby jednak nadal nie potwierdzały wersji o morderstwie.

Już wiedzieliśmy, że śledczy rozważają zabójstwo i upozorowanie wypadku. Tym bardziej że salon kosmetyczny należący do ofiary, został zamknięty, otoczony policyjną taśmą, a wewnątrz pojawili się technicy kryminalni w białych uniformach. Osoby z zewnątrz nie mogły już wejść do środka.

To pozwalało na dywagacje graniczące z pewnością, bo dlaczego kryminalni tak bardzo skupiają się nie na miejscu wypadku, a innych związanych z ofiarą miejscach? Ponadto, jeśli mieszkasz w tym środowisku, to wiesz od razu, że przesłuchiwane są osoby z rodziny i bliskiego otoczenia kobiety.

11 stycznia do południa jeszcze nie było potwierdzenia, że osoba zatrzymana miała związek z tą sprawą i czy usłyszy jakiekolwiek zarzuty. To pewnie dlatego przed przejazdem kolejowym w Mezowie wciąż pojawiały się znicze... Ludzie wierzyli, że to w zderzeniu z pociągiem kobieta straciła życie.

12 stycznia w godzinach popołudniowych spełnił się najczarniejszy scenariusz

W piątek, 12 stycznia po godzinie 15.00 prokurator Grażyna Wawryniuk, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, potwierdziła, że 31-letnia kobieta nie zginęła w wypadku na przejeździe kolejowym, do którego doszło 10 stycznia.

- Wstępne ustalenia po przeprowadzonej sekcji zwłok wskazują, że obrażenia, których doznała 31-latka nie powstały w wyniku zdarzenia komunikacyjnego - mówiła prokurator Grażyna Wawryniuk. - Są to obrażenia w obrębie głowy, zadane ręką obcą, tępym narzędziem. Do pozbawienia życia kobiety doszło w miejscu jej pracy, skąd następnie została przewieziona samochodem na przejazd kolejowy i tam pozostawiona tuż przed przyjazdem pociągu.

Jak dodała prokurator, zarzut z artykułu 148 paragraf 1 - o zabójstwo w zamiarze bezpośrednim - usłyszał mąż denatki 35-letni Tomasz K., z którym była w trakcie rozwodu. Mężczyzna częściowo przyznał się do zarzucanego czynu. Grozi mu nawet dożywocie.

- Wciąż jeszcze trwają czynności w tej sprawie, więc nie wiadomo dokładnie, czy akt oskarżenia zostanie sporządzony jeszcze dzisiaj czy jutro - dodała prokurator Grażyna Wawryniuk.

Podejrzany o zabójstwo żony został przewieziony do aresztu

W sobotę, 13 stycznia sąd zdecydował o trzymiesięcznym areszcie dla 35-letniego Tomasza K., podejrzanego o zabójstwo swojej żony. Najprawdopodobniej spędzi w areszcie czas do procesu sądowego. Tak to zazwyczaj w przypadku zabójstwa wygląda.

Lokalna społeczność powiatu kartuskiego poruszona

Sprawą śmierci Jolanty poruszone jest Kiełpino, gdzie pracowała w miejscowej przychodni, a potem założyła z siostrą salon urody, jak i Banino, skąd pochodzi. Od dnia śmierci właśnie w banińskiej parafii odbywały się różańce w jej intencji. Tu też w czwartek, 18 stycznia odbędzie się jej pogrzeb.

Ta tragedia, to dramat dwóch rodzin - rodziny Jolanty i rodziny męża, podejrzanego o morderstwo. Salon w Kiełpinie, gdzie doszło do morderstwa, wciąż jest zamknięty. Klientkom, przyjaciołom, siostrze ofiary ciężko będzie ponownie tam wejść...

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kartuzy.naszemiasto.pl Nasze Miasto