W piątkowy wieczór w Szkole Podstawowej w Borzestowie zebrał się Remusowy Krąg. Nie zabrakło tradycyjnych elementów spotkania, jak wspólne zdjęcie czy odczytanie fragmentu „Życia i przygód Remusa” A. Majkowskiego. Nieodłącznie jednak najważniejsza pozostaje wizyta gościa, a tym razem był to gość zdecydowanie wielkiej wagi - Edmund Kwidziński, wieloletni komendant powiatowy Państwowej Straży Pożarnej w Kartuzach, a ostatnio (po przejściu na emeryturę) pełniący funkcje dyrektora Zarządu Wykonawczego Oddziału Wojewódzkiego Związku OSP RP w Gdańsku i prezesa Oddziału Zarządu Powiatowego ZOSP RP w Kartuzach.
Aby przedstawić biografię tego niestrudzonego strażaka trzeba by wielu stron tekstu i wielu godzin rozmów, z czego nawet sam Edmund Kwidziński zdawał sobie sprawę. Stąd na spotkaniu w Borzestowie przybliżył zebranym swą historię w błyskawicznym tempie... co nie zmienia faktu, że i tak zajęła ona prawie godzinę.
„Jedyny, który chciał mniej”
Od pierwszych lat, spędzonych w OSP w Miechucinie, przez zapadające w pamięć interwencje, a nawet „zwroty akcji” we własnej karierze, aż po długo odwlekane zakończenie służby w 2017 roku - Edmund Kwidziński nie szczędził przy tym szczegółów oraz własnych przemyśleń. Na emeryturę przeszedł po 50 latach służby, ale mógł ją już zakończyć 30 lat wcześniej. W grudniu 1992 roku, gdy miał jechać do Warszawy wraz z komendantem wojewódzkim na pokaz sprzętu, samochód, którym podróżowali, wpadł w poślizg i czołowo zderzył się z cysterną.
- Po raz pierwszy byłem uczestnikiem, po drugiej stronie (...). Miałem też po raz pierwszy możliwość sprawdzenia, jak działa ta straż pożarna - opowiadał.
Kierowca zginął na miejscu, sam Kwidziński zaś trafił na intensywną rehabilitację. Szybko zapadła decyzja, że mógł zakończyć służbę i dostać pełne odszkodowanie. On jednak nie zamierzał w ten sposób pożegnać się ze strażą i odwołał się. Decydenci komentowali wtedy, że to „jedyny przypadek kogoś, kto chciał, aby mu zmniejszyć odszkodowanie”.
W ten sposób wrócił na stanowisko, które zajmował jeszcze do 2017 roku. Dwukrotnie oferowano mu awans, wyższe stanowisko w komendzie wojewódzkiej. Kwidziński jednak zawsze odmawiał, tłumacząc:
- Obiecałem sobie, że jak tu wróciłem na Kaszuby to i tu zakończę karierę. Ja chcę tutaj służyć. Służyć swoim.
Takich rzeczy się nie zapomina
W opowieści strażaka nie zabrakło też wzmianek o interwencjach. Najbardziej w pamięć zapadło mu kilka, ale o jednej szczególnie pragnął wspomnieć - katastrofie autobusu w Gdańsku Kokoszkach z 2 maja 1994 roku, niedługo po tym, jak on sam wrócił z rehabilitacji.
Przeładowany autobus PKS ok. 500 m przed przystankiem w Kokoszkach, zaraz za zakrętem, zaczął wyprzedzać ciężarówkę. W momencie powrotu na prawy pas doszło do pęknięcia prawej przedniej opony. W ten sposób pojazd zniosło na pobocze, gdzie uderzył w drzewo. Pień o średnicy ok. 10-centymetrów wbił się na ponad 4 metry w sam środek autobusu. Na miejscu zginęło wtedy 25 osób, kolejnych 7 zmarło później w szpitalach.
Sam Kwidziński przyznał, że ta tragedia była trudna do opanowania. Głównie dlatego, że strażacy dysponowali wtedy tylko jednym narzędziem - nożyco-rozpieraczem. Nie mieli żadnego sprzętu ratownictwa medycznego, nie byli też w tym odpowiednio przeszkoleni. W efekcie wnioski nasuwały się same i na szczęście samorządy były przychylne.
Można wobec tego powiedzieć, iż ten straszny wypadek był swego rodzaju przełomem, a przynajmniej jednym z kluczowych momentów w rozwoju straży pożarnej. Zresztą cała opowieść Edmunda Kwidzińskiego balansowała na krawędzi autobiografii i historii pożarnictwa, w szczególności OSP.
Zasługa wielu
Obecnie w samym województwie pomorskim jest ponad 3000 przeszkolonych strażaków-ochotników na 19 powiatów. Tylko w Kartuskiem jest ich 541, gdzie w niektórych powiatach można znaleźć jedynie po 20-30. Niewątpliwie jest to reakcja na bardzo dużą liczbę wypadków w naszym powiecie, ale i efekt lat zaangażowania zarówno dawnego komendanta powiatowego, jak i samorządów.
- Mam tą satysfakcję, że przez tyle lat udało mi się z samorządami stworzyć w tym powiecie nowoczesny system ratowniczy - podkreślał Edmund Kwidziński, chwaląc nie tylko to, jak OSP obecnie działają w Kartuskiem, ale i w całym kraju. - Taki system, jak u nas jest z ochotniczymi strażami, to w żadnym państwie nie funkcjonuje.
Zebrani mieli kilka drobnych pytań, ale wielu zaspokoiła wyczerpująca historia strażaka. Na koniec tradycyjnie Edmundowi Kwidzińskiemu podziękowali prowadzący.
Piątkowe spotkanie w Borzestowie było ostatnim w tym sezonie Remusowego Kręgu. Następny raz klubowicze zbiorą się dopiero w październiku. A kto ich wtedy odwiedzi - to jeszcze powiemy...
Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?