Od tego czasu minęło już ponad 19 lat. Dziś pani Weronika rozwija się zawodowo i żyje w społeczeństwie, lawirując między dwoma światami - głuchych i słyszących. Jak sama przyznaje operacja odmieniła wszystko, lecz wciąż zmaga się z pewnymi trudnościami.
Wielka pomoc, by usłyszeć
Pani Weronika z wadą słuchu się urodziła - nie dało się temu w żaden sposób zaradzić.
- Moi rodzice mnie zabrali do Warszawy i tam mieli zrobione badania. Okazało się, że po prostu to jest genetyka. Ktoś to jeszcze z pierwszej wojny światowej u nich miał. Głuchotę. I tak wyszło na mnie - opowiada. - Jeszcze wcześniej, przed implantem, nosiłam te aparaty słuchowe. I nic w nich nie słyszałam, bo to nic nie odbierało, żadnej częstotliwości.
Po przejściu odpowiednich badań i testów zakwalifikowano ją do wszczepienia specjalnego implantu ślimakowego. Operacja jednak do tanich nie należała, ale z pomocą tłumnie ruszyli ludzie wielkiego serca. Organizowano zbiórki, licytacje. W samych Konarzynach kwestowano przed kościołem, przygotowano też całą imprezę charytatywną, jakiej wieś od dawna nie widziała.
- W sumie moi rodzice uzbierali prawie 50 tys. zł. Ale jeszcze do tego Telewizja Polska też nam przekazała pieniążki - wspomina pani Weronika.
Skomplikowany zabieg przeprowadzono 18 maja w Międzynarodowym Centrum Słuchu i Mowy w Nadarzynie pod Warszawą. Operacja, nad którą czuwał sam prof. Henryk Skarżyński, trwała 2 godziny i przebiegła bez żadnych komplikacji. Pierwszymi dźwiękami, jakie usłyszała Weronika Jażdżewska, była rozmowa rodziców z lekarzami.
ZOBACZ TEŻ:
Szpital w Dzierżążnie świętował 80-lecie działalności
Lata rehabilitacji
Móc usłyszeć nie oznaczało jednak od razu wejścia w świat osób słyszących. Kolejne lata dla pani Weroniki były czasem wytężonej pracy - ćwiczeń z ciotką, z matką, a także regularnych wizyt u logopedy. Przeciętny człowiek nie myśli o tym, bo od najmłodszych lat ma możliwość zaznajomienia się z poszczególnymi dźwiękami i co one oznaczają. Weronika Jażdżewska tego wszystkiego musiała się nauczyć praktycznie w trybie ekspresowym - czym jest muzyka, dzwoniący telefon, strażackie syreny czy szczekanie psa.
Cały czas przechodząc rehabilitację, uczęszczała do szkół najpierw wKonarzynach (podstawówka) w Bydgoszczy (liceum) i w Wejherowie, gdzie ukończyła placówkę policealną jako masażystka. I choć na tym etapie słyszała, mówiła, znalezienie pracy nadal nie było łatwe.
- Jak na przykład zgłosiłam się do pracy w sklepie to nic - zero odpowiedzi. Jak tylko napisałam, że jestem osobą słabo słyszącą... - przyznaje pani Weronika.
Nawet w obecnej pracy w restauracji, jak opowiada, musiała nieco przekonywać swego szefa, że warto spróbować. I koniec końców pracodawca był bardzo zadowolony.
Weronika Jażdżewska zaznacza jednak, że problem dla osób z wadą słuchu pozostaje - wielu bowiem nie chce ryzykować.
- Moi koledzy albo koleżanki to też mają problem ze znalezieniem pracy. Czemu? Bo pracodawca nie chce z wadą słuchu. Oni się boją, jak z tą osoba się komunikować - opowiada.
Życie w dwóch światach
Ze względu na to, jak potoczyły się jej losy, pani Weronika zauważa, że stale lawiruje między światami dźwięków i ciszy. Codzienne czynności wykonuje jako osoba słysząca, ale ze znajomymi, z chłopakiem już porozumiewa się w języku migowym.
- W większości to „migam”. Ponieważ mój chłopak jest niesłyszący, a większość koleżanek, przyjaciół to tak samo - w języku migowym - mówi Weronika Jażdżewska. - Żyję jakby w dwóch światach - słyszących i niesłyszących. Na przykład do pracy muszę dostosować się do porozumiewania, do mowy, słyszeć różne dźwięki. Ale czasami zapominam naładować implant i przez kilka godzin jestem w drugim świecie - głuchych. Tam porozumiewam się w języku migowym. Tak samo jest z rodziną chłopaka, z przyjaciółmi.
Pani Weronika nie ukrywa jednak, że zdolność słuchu, wyuczona mowa, odmieniły jej życie do tego stopnia, że bez nich nie umiałaby funkcjonować. Nawet jeśli sobie radzi we wspomnianym świecie niesłyszących.
- Jakbym nie miała tego implantu, jakbym miała z tą wadą słuchu, to np. bym nie słyszała dzwonka do drzwi. Nic, kompletnie (...) Bez implantu to nigdy bym nie funkcjonowała w życiu społecznym. A tak naprawdę to mi to ułatwiło w znalezieniu pracy. Po prostu mam to ułatwienie kontaktu - przyznaje. - Bez dźwięku nie jestem w stanie funkcjonować w życiu osobistym i zawodowym. Gdyby ta operacja się nie odbyła to moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej.
W efekcie najważniejsze dla niej dziś to podziękować. Wyrazić ogromną wdzięczność tym wszystkim, którzy prawie dwie dekady temu odmienili jej życie, otworzyli jej drzwi do świata, w jakim większość z nas żyje, nawet nie zdając sobie sprawy z jego złożoności i piękna.
- Chciałam podziękować tym ludziom, co uzbierali tyle pieniążków poprzez właśnie te licytacje, to wszystkie zbiórki. Chciałam podziękować też gminie Konarzyny, Człuchów, ogólnie całemu województwu pomorskiemu! - mówi pani Weronika. - I chciałam też podziękować moim rodzicom, którzy zbierali te pieniądze i poświęcali czas, jeździli ze mną na rehabilitację, na turnusy. To dzięki nim słyszę i mówię.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź "Dziennik Bałtycki" codziennie. Obserwuj dziennikbaltycki.pl!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?