Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Podjęła kwarantannę na własną prośbę, a ktoś jej zrobił głupi kawał

Redakcja
Do naszej redakcji zgłosiła się pracownica kartuskiego szpitala. Opowiedziała o tym, jak w czasie kwarantanny padła ofiarą niewybrednego żartu.

- 22 marca wróciłam z zagranicy z dwutygodniowego pobytu. Zgodnie z instrukcjami, które podano nam na lotnisku, zostałam w domu, podejmując kwarantannę. 23 marca był moim pierwszym dniem kwarantanny. Poddałam się jej na własne życzenie – bo jestem świadomym pracownikiem kartuskiego szpitala i mogłabym narazić pacjentki na zagrożenie. Oddziałowa też mi radziła – zrób badania, byś spokojnie mogła wrócić do pracy. Zadzwoniłam do sanepidu. Tam mnie pytano – czy miałam kontakt z osobą chorą... 27 marca pod mój dom podjechała wojskowa sanitarka, by pobrać ten wymaz. Wszyscy dokoła robili zdjęcia, potem ukazały się one w portalach.

Od tego czasu – policja 2 razy zaczęła mnie kontrolować, bo telefony były, że ja mam tatą kontakt. A ten kontakt wyglądał tak, że tata podchodził pod dom, zostawiał mi siatkę pod drzwiami, oddalał się do płotu, ja wychodziłam, zabierałam do domu sprawunki i z balkonu rozmawiałam tatą. Z taty bloku sąsiadka jedna dzwoniła nawet – czy to prawda, że jestem na kwarantannie, bo ludzie w bloku się boją … to wszystko zaczęło się po tym, jak przyjechała ta wojskowa sanitarka, by pobrać wymaz do badań. Na moją prośbę!!!! Bo takie procedury w szpitalu mieliśmy.

To jeszcze było nic.

28 marca do mojego zakładu pracy, ale nie na oddział, na którym pracuję, zadzwoniła jakaś kobieta. Że jest moją sąsiadką i że ona się martwi, bo nie może się ze mną skontaktować – że u mojego taty, który mieszka osobno – drzwi są otwarte, nie ma z nim kontaktu. I że ona dzwoni z tą informacją, by ją przekazać do mnie. Dostałam telefon z pracy o 18.25. Dzwonię do bratowej – zdenerwowana, że może ojciec leży gdzieś, nieprzytomny, różne pomysły przychodziły mi do głowy. Ja nie mogłam wówczas opuścić domu, byłam na kwarantannie. Tata ma 83 lata. Wystraszyłam się, że może faktycznie coś mu się stało. Nawet nie myślałam logicznie, zrzuciłam bratowej klucze z balkonu, żeby mogła ewentualnie zamknąć drzwi u taty – bo może pogotowie go zabrało? A może leży tam gdzieś i umiera bez pomocy? Różne pomysły przychodziły mi do głowy a jeszcze fakt, że nie mogłam opuścić mieszkania potęgował moje zdenerwowanie. I wtedy bratowa najpierw zaproponowała, by zadzwonić do taty. Jaka ulga – że tata odebrał, drzwi są zamknięte, czuje się dobrze, nic się nie dzieje. To wszystko była nieprawda! Jakiś żart! Naprawdę - nie na miejscu. Myślałam, że na zawał serca zejdę. Zadzwoniłam do szpitala, żeby odnotować numer telefonu, z którego zrobiono taki niesmaczny żart. Mam ten numer. Ale poczekam, aż skończy się kwarantanna, niech wszyscy zdrowo wyjdą z tego, bo to totalne nieszczęście, że takie coś nas spotkało. Zgłaszałam to policji.

Rozumiem, że każdy się boi, ale nie można drugiemu człowiekowi robić takich rzeczy! Co ja przeżyłam! Nie wiem, kto to zrobił. Miałam kwarantannę 2 tygodnie, by bezpiecznie pójść do pracy!

Po tym, co przeżyłam, nie mogę tego tak zostawić! Ta sytuacja kosztowała mnie dużo nerwów i zdrowia. Wróciłam już do pracy. I apeluję do tych, którzy w okresie epidemii robią sobie takie żarty – o rozsądek i opanowanie. My w szpitalu jesteśmy potrzebni pacjentom w jak najlepszej formie, z całą naszą wiedzą i zaangażowaniem. Nikomu nie życzę takiej sytuacji.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kartuzy.naszemiasto.pl Nasze Miasto