Mieczysław Gołuński uzasadnił przed sądem swoje zarzuty

Zdjęcie to załączono do materiału o tzw. sprawie staniszewskiej, w której jednym z oskarżonych był burmistrz Mieczysław Gołuński.
– Byłem urzędującym burmistrzem, a w piątek przed wyborami ukazała się notatka prasowa, do której ilustracją było moje zdjęcie z czarną przepaską na oczach – wspomina M. Gołuński. – W sobotę panowała już cisza wyborcza. Nic nie mogłem zrobić. Przedstawiono mnie jak mordercę, kryminalistę. Wystąpiłem do sądu karnego jeszcze jako burmistrz. Sprawa ciągnęła się tyle czasu, bo strona pozwana wskazywała, że nie ma prawomocnego wyroku w sprawie staniszewskiej.
Wyrok w sprawie budowy gimnazjum w Staniszewie zapadł 28 grudnia 2009 r. – wówczas Sąd Rejonowy w Kartuzach uniewinnił Mieczysława Gołuńskiego od zarzutów. Złożono apelację, więc sprawę zbadał Sąd Okręgowy w Gdańsku. Podtrzymał kartuski wyrok w części dotyczącej byłego burmistrza – było lato 2010 r. W perspektywie - kampania wyborcza do samorządów lokalnych 2010.

Wówczas Mieczysław Gołuński spodziewał się moralnej rekompensaty za krzywdy z kampanii wyborczej 2006 r.
Po uprawomocnieniu wyroku sądu okręgowego z powrotem nabrała biegu sprawa o zniesławienie tocząca się przed Sądem Rejonowym Gdańsk Południe. Na zaplanowanej na koniec września rozprawie pojawił się wniosek o przydzielenie stronie tłumacza i sąd wyznaczył kolejny termin - na 31 stycznia 2011 r. Jednak rozprawa odbyła się dopiero wczoraj i toczy się z wyłączeniem jawności.

Jak wyjaśniała sędzia Alina Miłosz–Kloczkowska, wiceprezes SO w Gdańsku, sprawy o zniesławienie są jawne tylko wtedy, gdy taki wniosek złoży strona pokrzywdzona.
– Rozprawa trwała ponad dwie godziny – mówi Mieczysław Gołuński. – Sąd wysłuchał uzasadnienia moich zarzutów wobec wydawcy.
Wyznaczono dwa koleje terminy – oba w czerwcu 2011 r.