Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rolnicy z powiatu kartuskiego po raz kolejny wyszli na ulice. „Nie chcemy żadnej jałmużny - chcemy pracować godnie” - mówią [ZDJĘCIA]

Maciej Krajewski
Maciej Krajewski
W środę 21 października rolnicy w całej Polsce ponownie wyszli na ulice w proteście przeciwko nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt, zwanej „Piątką dla zwierząt”. Zmiana została przegłosowana przez sejm 17 września i choć podczas obrad w senacie naniesiono pewne poprawki, wciąż nie są one zadowalające dla wielu właścicieli gospodarstw oraz zakładów produkcyjnych.

W efekcie, podobnie jak podczas protestów z 7 października, rolnicy manifestowali blokując drogi. W przypadku naszego powiatu na dodatek do utrudnień na rondach w Chwaszczynie i Żukowie (gdzie dwa tygodnie temu odbywały się protesty), przeciwnicy nowelizacji blokowali również skrzyżowanie w Przodkowie. Ciągniki jeździły wokół ronda z zawieszonymi transparentami, co jakiś czas przepuszczając samochody. Część uczestników protestu roznosiła też postronnym i kierowcom wydrukowane wyjaśnienia, co do wnoszonych przez nich postulatów oraz problemów, jakie niesie za sobą planowana zmiana ustawy.

- W tym momencie procedowana ustawa nie daje nam jakby żadnego ustępstwa. Senat rzeczywiście wniósł poprawki, ale do nich musi się jeszcze odnieść sejm, a nie wiemy, jak sejm postąpi i czy w ogóle weźmie nasze petycje pod uwagę - komentuje Zygmunt Stromski, jeden z protestujących rolników, a także przewodniczący Rady Powiatowej Pomorskiej Izby Rolniczej w Kartuzach. - My bronimy całej branży rolniczej, bo całe rolnictwo jest zagrożone utratą miejsc pracy, utratą produkcji. Wyłączenie przykładowo uboju rytualnego drobiu to jest trochę za mało. Wszyscy czekamy na to, aby przywrócić tę funkcję, którą mieliśmy do tej pory - zdobyliśmy rynki unijne, produkowaliśmy na potrzeby, szczerze mówiąc, świata, a dzisiaj z dnia na dzień nam się zabrania robić tego, co robimy bardzo dobrze.

Zygmunt Stromski wyjaśnia też, że zakłady, które po wprowadzeniu nowelizacji będą musiały zostać zamknięte, dotąd spełniały wszelkie normy unijne.

- Nie ma żadnych zarzutów z Unii czy z parlamentu, że my nie przestrzegamy narzuconego przez Unię dobrostanu zwierząt. My to wszystko spełniamy, dlatego czujemy się naprawdę rozczarowani, wręcz rozgoryczeni sytuacją, którą nam dyktują właściwie nasi rodacy - dodaje Zygmunt Stromski.

„Namawiałem, i co teraz?”

Rozczarowania sytuacją nie kryją też inni uczestnicy protestu. Zwłaszcza, że wielu nie spodziewało się takiego działania szczególnie ze strony obecnej władzy.

- Większość z nas myślę głosowało na Prawo i Sprawiedliwość i ja tak samo. Mi jest jeszcze bardziej przykro z tego powodu, że sporo ludzi namawiałem, a teraz do mnie przychodzą i mówią „I co z tego wyszło?” - opowiada Henryk Lejkowski, zwracając też uwagę na niefortunny moment wprowadzania zmian, które w tak dużym stopniu mogą wpłynąć na gospodarkę krajową. - Takie posunięcie było bardzo niemądre, chociaż ja do tej pory uważałem, że to wszystko idzie w dobrym kierunku. Ale teraz, do tego w takim czasie, gdy naprawdę tworzy się kryzys - kto na coś takiego wpadł? Przecież teraz powinno się dbać o gospodarkę, żeby środki pieniężne wracały do rządu, żeby było z czego pandemię jakoś opanować. Ale wydaje mi się, że ten pomysł był bardzo nietrafiony.

Pan Henryk stanowczo jest przeciwny nowelizacji nawet po wprowadzonym przez senat zmianach, sugerując, aby na ten moment zmiany wstrzymać i wrócić do sprawy, gdy już będzie można spokojniej nad tym wszystkim pomyśleć.

- To w ogóle powinno pójść do kosza. Jak się uspokoi sprawa pandemii to można, ale to powinno być jakoś przedyskutowane, wypracowane - mówi Henryk Lejkowski. - Myślę, że są tam ludzie, którzy potrafią to dobrze zrobić. Mieliśmy ministra rolnictwa według mnie bardzo dobrego (Jana Krzysztofa Ardanowskiego - dop. red.), a teraz nie wiem. Tutaj czarne chmury chyba nadchodzą.

Przyszłość branży pod znakiem zapytania

Rolnicy podkreślają przy tym, że protestami chcą przede wszystkim zwrócić uwagę ludzi niezwiązanych z branżą, aby zrozumieli, w jak trudnej sytuacji postawił ich teraz rząd.

- Dbamy o swoje rynki. Produkujemy bardzo dobrą, bardzo zdrową i bardzo bezpieczną żywność i myślę, że też konsumenci zrozumieją nasze trudności. Musimy jednak pokazać nasze niezadowolenie i może nie jest to zbyt dobry sposób - sam nie jestem zwolennikiem blokowania dróg, po prostu uprzykrzania życia, ale nie mamy innej możliwości. Nie da to nic, że staniemy sobie na własnych polach i gospodarstwach, bo nikt nas nie zauważy. Tym bardziej, ze medialnie troszkę tych informacji jest za mało. Ludzie nie wiedzą, co ta ustawa za sobą niesie, a ona naprawdę chce rozłożyć polskie rolnictwo, polską produkcję - wyjaśnia Zygmunt Stromski, precyzując też położenie w tym wszystkim hodowli zwierząt futerkowych. - To jest naturalny przetwórca odpadów poubojowych. To jest normalnie utylizowane. Powiem tak: kto nie chce wchodzić w futerko to przecież go nikt nie zmusza! Tylko jakaś część społeczeństwa potrzebuje tych skór - może niekoniecznie do futerek, ale tego się używa przecież i w przemyśle samochodowym, tapicerskim itd.

Problemem we wprowadzanych zmianach dla rolników są też nie tylko bezpośrednie skutki, jak zamknięcie zakładów, ale i efekty długofalowe, wpływające bezpośrednio również na konsumentów oraz przyszłość rolnictwa, która przez tak nagłe zmiany może stanąć pod znakiem zapytania.

- Dzisiaj młodzi nie będą chcieli inwestować w rolnictwo, bo się będą obawiali swojej przyszłości - komentuje dalej Zygmunt Stromski. - Naprawdę jesteśmy mocno rozgoryczeni, że nasi rodacy chcą nasze rolnictwo dobić. Żywności nie zabraknie, bo ona będzie sprowadzana (...), ale będzie gorszej jakości. Jak się odrzuci zwierzęta futerkowe jako naturalnego przetwórcę tych odpadów, to nam koszta od razu wzrosną. Być może nie będziemy konkurencyjni za jakiś czas z naszym produktem na rynkach unijnych i sami może będziemy zmuszeni zamykać nasze zakłady. Czy o to nam naprawdę chodzi?

Protest w Przodkowie odbył się bez incydentów, nad wszystkim cały czas czuwali policjanci. Manifestującym rolnikom przyglądało się wiele postronnych osób, a także przedstawiciele władz samorządowych, w tym wójt Andrzej Wyrzykowski oraz m.in. Alojzy Byczkowski, radny gminny i sołtys sołectwa Przodkowo.

- Jestem 42 lata sołtysem, ale czegoś takiego nie widziałem, żeby rolnicy musieli występować za kawałkiem chleba! - mówił z oburzeniem sołtys Byczkowski.

Sam wójt z kolei wolał się nie wypowiadać, całkowicie oddając głos rolnikom w tej sprawie.

- My przynosimy potężne pieniądze dla budżetu państwa. Nie chcemy żadnej jałmużny. Chcemy pracować godnie, jak to do tej pory robimy, a nie zamykać nasze zakłady produkcyjne - komentuje na koniec Zygmunt Stromski.

Zobacz też protest z 7 października w Żukowie
Zobacz też protest z 7 października w Chwaszczynie

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rolnicy zapowiadają kolejne protesty, w nowej formie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kartuzy.naszemiasto.pl Nasze Miasto