W pierwszy dzień października Radunia Stężyca spotkała się na wyjeździe ze Zniczem Pruszków, jedną z najniżej notowanych drużyn II-ligowych tego sezonu. Jak dotąd podopieczni Sebastiana Letniowskiego każdy swój mecz wyjazdowy przegrywali, ale tym razem udało się przełamać złą passę, choć może nie w taki sposób, na jaki liczyło wielu…
Trener gości nieco zaskoczył wyjściowym składem, w którym zabrakło pauzującego za kartki Radosława Stępnia czy chorego Jakuba Lizakowskiego. Powrócił za to Dmytro Bashlai, a po raz pierwszy od początku zagrał Damian Piotrowski. Największą niespodzianką była jednak gra na szpicy Michała Millera – kosztem Janusza Surdykowskiego.
Nietypowe rozpoczęcie zdawało się w jakimś stopniu działać. W pierwszej połowie to właśnie Radunia miała zdecydowaną przewagę w posiadaniu piłki, choć nie przekładało się to większą liczbę sytuacji bramkowych czy celnych strzałów. Owa przewaga też na nic się nie zdała, gdy kończącego gola pierwszej połowy strzelili właśnie gospodarze - dośrodkowanie z lewej flanki zamknął tu doświadczony Łukasz Kosakiewicz.
Po przerwie nastąpił już rollercoaster emocji. Akcje przenosiły się spod jednej bramki do drugiej. W ciągu zaledwie 12 minut gry padły trzy gole, a okazji na kolejne nie brakowało z każdej ze stron.
W 53. minucie uderzeniem sprzed pola karnego w samo okienko bramki strzelił Damian Piotrowski, wyrównując na 1:1. Nie minęły jednak trzy minuty i gospodarze ponownie wyszli na prowadzenie, gdy z bliska Kacpra Tułowieckiego silnym uderzeniem pokonał Mariusz Gabrych. Wtedy trener Raduni szybko dokonał korekt w składzie, wpuszczając na plac gry Surdykowskiego, Szuprytowskiego i Wojowskiego w miejsce zmęczonych Millera, Letniowskiego i Piotrowskiego.
Zmiany opłaciły się i na skuteczna odpowiedź gości nie trzeba było długo czekać. W 65. minucie do wyrównania doprowadził Wojciech Łuczak, dla którego była to już 5. bramka w tym sezonie. Do końca spotkania każdy z zespołów próbował jeszcze przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę, ale obaj bramkarze byli na posterunku lub z opresji wyręczali ich koledzy z pola.
Tydzień wcześniej Radunia po raz pierwszy nie wygrała na własnym boisku, przełamując dobrą passę, trwającą od początku sezonu. W piątek podopieczni Sebastiana Letniowskiego zakończyli natomiast serię przegranych na wyjeździe. I choć jest to pozytywny sygnał to piątkowy remis, w świetle innych meczów II-ligowych ostatniej kolejki, przyniósł Raduni spadek z 5. na 6. miejsce w tabeli. Wciąż jednak jest to bardzo wysoka pozycja, umożliwiająca beniaminkowi nawet walkę o awans.
W nadchodzący weekend stężyccy piłkarze będą mieli nie lada okazję popisać się swymi zdolnościami. W niedzielę o godz. 15 na własnym boisku podejmą legendę polskiej piłki nożnej, 14-krotnego mistrza kraju - Ruch Chorzów. Obecnie drużyna ta zajmuje 2. miejsce w tabeli, a od początku sezonu nie przegrała ani jednego spotkania i ledwie jednym punktem ustępuje liderowi - Stali Rzeszów. W efekcie goście ze Śląska z pewnością nie odpuszczą beniaminkowi z Kaszub.
Składy drużyn
Radunia: Tułowiecki – Murawski, Bashlai, Kosznik – Piotrowski (60′ Wojowski), Witek, Deja, Letniowski (55′ Szuprytowski), Łuczak (79′ Retlewski), Kuźniarski – Miller (54′ Surdykowski)
Znicz: Jurczak – Bochenek, Lewczuk, Baran, Górski – Kosakiewicz, Pomorski, Machalski (62′ Kaliniec), Hrnciar (86′ Możdżeń), Nagamatsu – Gabrych (64′ Kręcichwost)
Bramki: 1:0 - Łukasz Kosakiewicz (42'), 1:1 - Damian Piotrowski (53'), 2:1 - Mariusz Gabrych (56'), 2:2 - Wojciech Łuczak (65')
Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?