Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Od lat nie może spłacić mieszkania służbowego. „Chcę tu cokolwiek robić, bo ja się nie odnajdę nigdzie indziej”

Maciej Krajewski
Maciej Krajewski
W 2008 roku, osiem lat po likwidacji szkoły filialnej w Kłosowie, pani Maria, która dotąd mieszkała w lokalu służbowym w budynku wspomnianej placówki, stanęła przed wyborem - wyprowadzić się, albo wykupić mieszkanie. Zdecydowała się na to drugie, ale do dziś nie jest w stanie spłacić wszystkich rat. Władze gminy podkreślają, że cały czas idą jej na rękę.

Choć w środku ten lokal nie sprawia wrażenia walącej się rudery, na zewnątrz widać już ząb czasu. Pani Maria Ż. przez wiele lat uczyła w szkole w Kłosowie. Zgodnie z umową miała też zapewnione mieszkanie służbowe w tym samym budynku, ale wszystko zmieniło się 8 lat po likwidacji placówki. Wtedy to gmina zadecydowała o sprzedaży owych mieszkań.

Od tego czasu trwa długa batalia - lokatorka nie jest w stanie spłacić wszystkich rat, władze gminy zaś nie mogą oddać lokalu za darmo, choć wielokrotnie próbują iść jej na rękę. Wszystko to jednak nie wystarcza i w wielu sytuacjach pani Maria jest zdana na pomoc okolicznych mieszkańców, którzy jeszcze pamiętają czasy, gdy uczyła w tutejszej szkole.

- Jak wszystko popłacę to ja na życie mam teraz 400 zł. A tu trzeba cały czas coś robić! - opowiada lokatorka, stale zastanawiając się, dlaczego w ogóle to takiej sytuacji doszło. - Ja przyszłam na wieś z uwagi na mieszkanie służbowe do końca życia. Na takich warunkach w 1977 roku w Przodkowie podpisałam umowę z ówczesnym naczelnikiem oświaty. To w archiwum też musi być, więc dlaczego, jak zamknięto szkołę, ja przeszłam na emeryturę, to już mi się to mieszkanie służbowe nie należy?

Żeby spróbować znaleźć odpowiedź na to pytanie cofnijmy się może trochę...

Jak to wszystko wyglądało?

Maria Ż. w szkole w Kłosowie pracowała od 1983 roku. Było to zwieńczenie pewnego rozdziału w jej życiu (którego pozytywnie nie wspomina, za sprawą swego byłego męża) oraz początek nowego - dużo lepszego. A przynajmniej tak się to zapowiadało.

Sama placówka w Kłosowie powstała de facto w czynie społecznym. W budynku wyremontowano dach, zaadaptowano strych - wszystko po to, aby dzieci mogły sprawnie i bezpiecznie się tu uczyć. Z czasem obiekt stał się filią szkoły w Czeczewie, a pod koniec sierpnia 2000 roku, na mocy uchwały Rady Gminy w Przodkowie, całkowicie ją zlikwidowano.

- Likwidacja związana była z Reformą Oświaty i powstaniem Zespołu Szkół - Szkoły Podstawowej i Publicznego Gimnazjum w Czeczewie, gdzie wybudowano salę gimnastyczną i rozbudowano budynek szkoły, do której przeniesiono 13 uczniów z 4 oddziałów placówki filialnej w Kłosowie (klasy 1, 2, 3 i 4) - wyjaśnia Andrzej Wyrzykowski, wójt gminy Przodkowo.

Wraz z likwidacją placówki nie zlikwidowano jednak mieszkań dla pracujących w niej nauczycieli. Przez 8 lat pani Maria wciąż przebywała w tym miejscu, trzymając się zapewnienia, jakie otrzymała w 1977 roku w Przodkowie od ówczesnego naczelnika oświaty - że dostaje mieszkanie służbowe do końca życia. Rzeczywistość jednak nie była tak piękna, sam urząd zaś nie może potwierdzić twierdzenia co do dożywotniego mieszkania służbowego.

- W zasobach dokumentów gminy brak jest obiektywnych dowodów potwierdzających tę tezę. Zresztą pani Maria dysponowała od 1983 r. wspomnianym mieszkaniem służbowym, które z natury rzeczy związane było świadczoną pracą - podaje wójt Wyrzykowski.

Prawo pierwokupu

W 2008 roku gmina Przodkowo zdecydowała się sprzedać mieszkania w budynku po dawnej szkole filialnej. Przeprowadzono przetarg, niektórzy wpłacili już wadium, ale gdy informacja ta dotarła do dotychczasowych najemców owych lokali ci zwrócili się do władz samorządowych, chcąc skorzystać z prawa pierwokupu.

W efekcie mieszkania zostały sprzedane w trybie bezprzetargowym ich najemcom (w tym lokal najmowany przez panią Marię), jeden zaś przekazano w drodze przetargu ustnego nieograniczonego. Nie była to tania sprawa, bowiem sam lokal pani Marii wyceniono na 40 100 zł. Ona jednak nie chciała już nigdzie indziej zamieszkać, choć miała ku temu możliwości – jak sama mówi zbyt przyzwyczaiła się o życia na wsi.

- Kocham moje Kłosowo, gdzie mieszkam w starej szkole - opowiada pani Maria. - Ja już mam tyle lat, moje korzenie tu wlazły. Nie wyobrażam sobie, żebym mogła gdzieś stąd się wyprowadzić.

Przed sporządzeniem umowy notarialnej lokatorka zapłaciła 10 proc. całkowitej wartości lokalu. Pozostałą kwotę ceny działki, czyli ponad 36 tys. zł, rozłożono na 5 rocznych rat w wysokości 7 218 każda + odsetki przy oprocentowaniu w wysokości 3% rocznie na lata 2009-2013.

Niewystarczające środki

W 2011 roku jednak widać było, że to się nie uda - roczne raty były zbyt wysokie dla pani Marii. Po raz kolejny zwróciła się do wójta gminy i pozostałą do zapłaty cenę lokalu rozłożono na 8 niższych rat w wysokości 4 116 zł rocznie płatnych w latach 2011-2018.

- Pani Ż. nie spłaciła wszystkich rat. Mając na uwadze trudną sytuację materialną w dniu 21 stycznia 2020 roku gmina podpisała z nią porozumienie, w którym zobowiązuje się spłacić swoje zobowiązania w 89 ratach miesięcznych każda w wysokości 300 zł - mówi Andrzej Wyrzykowski, wójt gminy Przodkowo.

Wspomniane przez szefa przodkowskiego samorządu porozumienie reguluje również problematyczną sprawę odsetek, które na tamten dzień wynosiły już 6 094,77 zł. W przypadku uregulowania należności głównej zostaną one w całości umorzone.

By zostawić po sobie porządek

W tym momencie pani Maria pozostała już sama, w żadnym z pozostałych mieszkań nikt nie przebywa. W wielu miejscach obiekt wymaga poważnych remontów, ale konieczne do opłacenia raty uniemożliwiają jakiekolwiek inne działania.

Na dzień 2 lipca tego roku roku do zapłaty pozostaje wciąż 21 918,34 zł. Nieopłacona cena nabytej nieruchomości została zabezpieczona hipoteką. Właśnie ten ostatni fakt niepokoi panią Marię. Chciałaby już mieć sprawę za sobą, zostawić porządek, aby jej dzieci nie miały problemów z mieszkaniem, którego sama się trzyma. A trzyma się dlatego, że nie umie się odnaleźć gdzieindziej.

- Chcę tu cokolwiek robić, bo ja się nie odnajdę nigdzie indziej. Dlatego wójta prosiłam, aby potraktował to moralnie. Ale on jest uwiązany prawami - tak mówi (…). Pragnę jedynie, żeby mi zeszli z tej kwoty, abym miała pewność, że to już jest moje. Żeby ta hipoteka była zamknięta. Ja nawet testamentu przez to nie mogę napisać… A tak się cieszyłam, że mam to mieszkanie… - wyjaśnia lokatorka.

- Trudno jest doradzać Pani Marii. Obowiązkiem spłat rat mieszkaniowych obciążona jest duża część naszego społeczeństwa. Sytuacja Pani Marii była przez gminę wielokrotnie uwzględniana, co przełożyło się m. in. na rozłożenie należności na dogodnych i ustalonych wspólnie warunkach. Dla porządku podam też, że wniosek o wykup mieszkania pani Maria złożyła już w 2002 r. Wówczas sprzedaż nie doszła do skutku. W 2003 r. na jej prośbę zwiększono jej powierzchnię mieszkania o kolejny pokój. W takim kształcie w roku 2008 doszło do zawarcia umowy sprzedaży mieszkania na jej rzecz - komentuje na koniec wójt Wyrzykowski. - Proszę mieć na względzie także to, że gmina nie dochodzi obecnie przymusowo spłaty należności. Hipoteka stanowi jedynie zabezpieczenie roszczeń gminy związanych z wykupem tego mieszkania w 2008 r.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kartuzy.naszemiasto.pl Nasze Miasto