Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Maciej Hirsz - utytułowany strongman z Kartuz. Kartuski siłacz z serduchem miękkim dla rodziny i zwierząt ZDJĘCIA

Lucyna Puzdrowska
Lucyna Puzdrowska
Maciej Hirsz jest mieszkańcem gminy Kartuzy i powiatu kartuskiego, a jednocześnie to utytułowany polski strongman. Sportowych sukcesów nie brakowało również w tym roku, choć kartuskiej publiczności zapewne najbardziej utkwił w pamięci ten, który nasz siłacz osiągnął broniąc po raz kolejny w stolicy Kaszub tytułu Europa Strong Man Cup.

Rozmawialiśmy z kartuskim mocarzem o tegorocznych sukcesach, zdobytych tytułach, drodze do kariery, ale też priorytetach, którymi kieruje się w życiu

Może zacznijmy panie Maćku od tegorocznych sukcesów. Mieszkańcom Kartuz i okolic na pewno zaimponowało, że po raz kolejny sięgnął pan w tym roku po tytuł Europa Strong Man Cup na kartuskim Rynku. Te zawody już od kilku lat cieszą się ogromnym zainteresowaniem kibiców. Tym większym, że jakoś nasz Kaszubski Stolem, jak jest pan nazywany, nie odpuszcza i co roku wygrywa.

To prawda, doping kartuskiej publiczności uskrzydla i dodaje nie tylko sił, ale też motywacji, by się w pełni skoncentrować i sięgnąć kolejny raz po to trofeum. Ale tak naprawdę mój sezon startowy zaczął się w tym roku już 19 stycznia i zanim doszło do kartuskich zawodów, również wiele się działo. Zaczęła pani jednak od Kartuz, więc może idźmy dalej. Po kartuskich zawodach Europa Strong Man 2022, kolejny start miałem na podobnych zawodach w Potęgowie, gdzie zająłem mocne drugie miejsce, przegrywając z TOP 3 Europe, zawodnikiem z Ukrainy, ale wygrywając z ubiegłorocznym mistrzem Polski Oskarem Ziółkowskim oraz mistrzem Polski 2020 Robertem Cyrwusem. Reasumując, gdyby nie wyjątkowo silny tego dnia kolega z Ukrainy, byłbym pierwszy.

Zdobył też pan podium podczas Pucharu Polski w Grudziądzu?

Tak i tu również obsada zawodów była bardzo mocna, tym większa satysfakcja, że udało się to podium wywalczyć. W lipcu natomiast wziąłem udział w Mistrzostwach Polski Strongman 2022 w parach. Ta akurat impreza była transmitowana przez TVP Sport, więc kibice na pewno już wiedzą, że wspólnie z Tomkiem Lademannem, znakomitym strongmanem z Władysławowa, zajęliśmy drugie miejsce. Zabrakło nam dwóch punktów, żeby wygrać te zawody. Tydzień później na podobnych zawodach, tyle że Federacji Harlem w Inowrocławiu, również zajęliśmy mocne drugie miejsce. Walka była do ostatniej konkurencji, ale ostatecznie zabrakło nam 1,5 punkta do wygranej.

Panie Maćku, czyli gdzie by pan nie występował, zawsze jest podium!

Odpukać, ale póki co, dobra passa trwa.

Te ostatnie sukcesy osiągnęliście wspólnie z Tomaszem Lademannem, ale pamiętam zawody w Kartuzach, kiedy byliście rywalami. Jak się rywalizuje z kolegą w zawodach indywidualnych, z którym zdobywa się trofea w parach? Tym bardziej, że w Kartuzach wygrywał pan z Lademannem.

Jak już wspomniałem, w Kartuzach fantastyczna publiczność mnie niesie, co sprzyja osiąganiu maksimum swoich możliwości. Tak naprawdę wszyscy jesteśmy kolegami, często przyjaciółmi. I nie mam tu na myśli tylko Tomka, ale również innych zawodników, z którymi mierzę się na zawodach w kraju.

Z Tomaszem Lademannem osiągnął pan też jeden z największych swoich sukcesów w karierze?

Tak. Wystąpiłem z Tomkiem na Pucharze Świata 2018 w Kijowie i tam nie mieliśmy sobie równych, wygrywając ten czempionat. Krótko mówiąc, trenujemy razem i mogę powiedzieć, że znamy się jak łyse konie. A, że czasem przyjdzie nam rywalizować indywidualnie, to nie ma znaczenia. Często zwycięstwo zależy od tego, jak się danego dnia czujesz czy w której konkurencji jesteś mocniejszy. Jeśli w Kartuzach Tomek ze mną przegrywał, to tylko dlatego, że miał słabszy dzień, ale na podium był zawsze.

Panie Maćku, co przed nami?

15 sierpnia wystartuję w Mistrzostwach Polski Strogman 40+ w Jelczu. Dopiero dobijam do tej mojej czterdziestki, ale rocznikowo się kwalifikuję, więc życzcie mi powodzenia. Natomiast 27 sierpnia będę rywalizował w Strongman Champions League 2022, gdzie obok mnie i trzech Polaków wystąpią zawodnicy z zagranicy. Kilka miesięcy później, w październiku jadę na Mistrzostwa Świata Strongman w wyciskaniu belki. Jestem dumny z tego udziału, chociażby dlatego, że zaprosił mnie sam Žydrūnas Savickas, czyli najbardziej utytułowany zawodnik strongman na świecie. Nawet Mariuszowi Pudzianowskiemu nie udało się pobić wszystkich jego tytułów.

Zapowiada się więc gorący okres w pana karierze sportowej. Jak trzeba dbać o swój organizm, żeby osiągać takie wyniki?

Gorący, owszem, ale nie zmienia to faktu, że choć obecnie jestem w znakomitej formie, coraz częściej wiek i odbyte kontuzje dają o sobie znać. Ćwiczę i trenuję codziennie. Jem normalnie to, na co mam ochotę, bez oczywiście nadużywania fast foodów dzień czy dwa przed zawodami. Nawet jeśli nie mam apetytu, to staram się, żeby te 4-5 tysięcy kalorii dziennie przełknąć. Natomiast tak na co dzień trenuję zazwyczaj w Forma Fitness Club w Kartuzach i polecam to wszystkim.

Co by pan doradził młodym chłopakom, którzy chcą być tak silni jak pan?

Żeby dbali o swoje zdrowie, chodzili na siłownię i zapisali się do konkretnego klubu sportowego, gdzie pod okiem trenera będą piąć się coraz wyżej.

Od dzieciństwa był pan takim mocarzem?

- Od najmłodszych lat byłem silnym chłopcem, zawsze silniejszym od rówieśników. To pewnie był jakiś początek ku temu co robię teraz. Tak naprawdę bakcylem sportu zaraził mnie Tadeusz Zawada. Nauczył mnie m.in. tego, że jak chcesz być dobry w jakiejś dyscyplinie, to konieczna jest ogromna dyscyplina wewnętrzna, systematyczność i upór, zawziętość wręcz, by ten upragniony sukces osiągnąć. Nie był pobłażliwym nauczycielem, raczej wymagającym, ale dzięki temu zacząłem osiągać wyniki w sporcie. Jego postawa ukształtowała też w jakiś sposób mój charakter i pozwoliła zrozumieć, że sport będzie odgrywał w moim życiu ważną rolę. Może jako chłopiec nie doceniałem mojego nauczyciela tak jak powinienem, ale dziś wiem, że to dzięki niemu jestem tu gdzie jestem. Nie byłoby dzisiejszych sukcesów bez tego, co zaszczepił we mnie pan Tadeusz.

Jak pan zaczynał przygodę ze sportem?

Wiele lat temu, w wyciskaniu sztangi leżąc. Trenowałem w Sezamie u pana Wiesia Hirsza. Po roku treningów zacząłem już startować w zawodach i to z sukcesem. Byłem trzykrotnym mistrzem Polski w wyciskaniu na klatkę. Po jakimś czasie trochę znudziła mnie ta dyscyplina, bo co by nie powiedzieć, nie należy do zbyt widowiskowych. Chciałem czegoś więcej, marzyłem o kibicach, których doping mnie poniesie i pozwoli dać z siebie maksimum możliwości. Zdecydował przypadek.

Cóż, często to właśnie przypadek decyduje o naszym życiu...

I tak było w moim przypadku. Podczas jednych z amatorskich zawodów strongman w Drawsku Pomorskim, gdzie miałem być wyłącznie jednym z kibiców, kolega namówił mnie, żebym wystartował. Nie byłem w ogóle przygotowany, a udało mi się zająć 4. miejsce. Podczas tych zawodów sędziował Sławek Toczek, kolejna ważna postać w moim sportowym życiorysie. Obserwował mnie bacznie i po zawodach zapytał, czy nie chciałbym trenować u niego w Kościerzynie. Zgodziłem się i tak rozpoczęła się moja wielka przygoda ze strongmanami.

A kiedy nadeszły pierwsze sukcesy?

Generalnie dopiero po dwóch latach treningów ze strongmanami zacząłem odnosić sukcesy na miarę podium. Wiadomo, pierwsze lata nie były dla mnie łatwe, ponieważ troszkę odbiegałem umiejętnościami od moich konkurentów. Jednak ambicja i taka wewnętrzna upartość zaprocentowały i w końcu się udało. Zaprocentowała wyłącznie mozolna praca na treningach, bo nie mam jakiejś fenomenalnej genetyki, żeby być super strongmanem.

Na ile ważna jest taktyka przy dźwiganiu tak ogromnych ciężarów?

Dobre pytanie. Na pewno musisz być silny, wytrzymały, dynamiczny i mierzyć siły na zamiary. Nie trzeba wygrać każdej konkurencji, należy umieć kalkulować, kiedy trzeba dać z siebie wszystko, a kiedy można trochę odpuścić, żeby oszczędzić siły i być najlepszym na finał. Jak zaczynałem z tym sportem, miałem praktycznie silne barki, klatkę, ale bardzo słabe plecy i nogi. To był efekt wyciskania sztangi, tam nogi w aż takim stopniu potrzebne nie były.

Utkwiły mi w pamięci zawody Pucharu Polski Strongman 2017 w Kartuzach, kiedy wykazał się pan nie tylko dużą siłą, ale też klasą. Mimo przewagi nad rywalami, wziął pan udział w koronnej konkurencji podrzucania kul. Nie było to już panu do zwycięstwa potrzebne.

Nie było, ale występowałem przed swoją publicznością i czułem, że znaczna jej część przyszła tam dla mnie. Zwycięstwo w międzynarodowych zawodach w Afryce odbiło się w mediach szerokim echem i miałem świadomość, że nie mogę zawieść publiczności. No i dałem z siebie chyba za dużo, bo jedna z kul poleciała aż... na drugą stronę.

Ale to było bardzo widowiskowe...

Tak, widowiskowość jest w tym sporcie bardzo ważna, ale tak naprawdę przedobrzyłem z dynamizmem do tego stopnia, że kula poleciała za daleko, no i straciłem cenne sekundy, naprawiając ten błąd. Cieszę się jednak, że dostarczyłem kartuzianom tej dawki emocji.

Która notabene i tak nie miała wpływu na wynik końcowy, bo już było wiadomo, że pokonał pan rywali i jest zwycięzcą kolejnego Pucharu Polski.

Proszę mi wierzyć, w tym momencie o tym nie myślałem. Chciałem sprawić radość kartuskim kibicom i mam nadzieję, że sprawiłem.

Poza Tadeuszem Zawadą i Sławomirem Toczkiem, komu zawdzięcza pan najwięcej w drodze do sukcesu?

Chyba Mateuszowi Ostaszewskiemu. Razem trenujemy, wymieniamy się doświadczeniami i taktycznymi uwagami. Wydawać by się mogło, że pomiędzy rywalami jest to niemożliwe, a jednak możliwe. Mateusz wygrał zawody w USA, ja w Afryce Południowej. Obaj jesteśmy Kaszubami, on z Wejherowa ja z Kartuz, obaj mamy podobne ambicje i wspomagamy się wzajemnie. Gdy on startuje, ja go wspomagam, gdy ja, on nie żałuje mi wsparcia i merytorycznych uwag. I tak to już trwa od wielu lat.

Czyli wśród strongmanów są też przyjaźnie, nie tylko rywalizacja?

Jak najbardziej są przyjaźnie. A jeśli nie pomiędzy wszystkimi, to na pewno jest zwykła ludzka życzliwość. Jeśli widzę, że mój rywal, z którym mogę przegrać zawody, nie ma kleju do kul, a ja go posiadam, to bez żadnej sugestii z jego strony, daję mu go. W sporcie ważne są zasady fair play. Każdy chce wygrać, ale rywalizacja musi być oparta na honorze.

Te pana życiowe zasady nie mogły być niezauważone podczas Arnold Amateur Strongman World Championships 2017, odbywających w Republice Południowej Afryki?

Na pewno mi pomogły. Zostać najlepszym podczas tak prestiżowych zawodów na świecie, to ogromny sukces, tym bardziej, że walczyłem z fantastycznymi strongmanami.

Wygrał pan te zawody, mimo kontuzji...?

Tak, podczas jednej z konkurencji finałowych zerwałem odciski w dłoniach. Cichutko odszedłem na bok i wspólnie z moimi współpracownikami uznaliśmy, że lepiej zachować tę kontuzję w tajemnicy. Pojawiły się co prawda bandaże na moich dłoniach, ale często takie tricki się stosuje. Nie wiedziałem, czy dam radę w decydującej konkurencji, ale udało się, byłem drugi. Potem pozostała mi tylko jedna, moja koronna konkurencja, czyli belka na maksa, a potem kule. Byłem zwycięzcą i to po raz pierwszy w konkurencji z najlepszymi na świecie.

No i spotkał się pan z legendą, samym Arnoldem Schwarzeneggerem...

Było to krótkie spotkanie, praktycznie zdążyliśmy podać sobie ręce. Jest strasznie pilnowany przez swoich ochroniarzy, więc trudno o jakiś bliższy kontakt. Na szczęście na naszych walkach był i potem podszedł do mnie. To była okazja, żeby zrobić sobie wspólne zdjęcie.

Panie Maćku, ile zdradzi nam pan ze swojego życia prywatnego?

Cóż, jestem mężem, ojcem i opiekunem... zwierząt. Tak naprawdę bardzo wcześnie, jako młody chłopak rozpocząłem dorosłe życie. Moja córka Wiktoria urodziła się, gdy ledwie wchodziłem w dorosłość. Na szczęście młodsza - Dominika, pojawiła się na świecie, gdy byłem już odpowiedzialnym, żonatym facetem. Jestem dumny ze swoich córek i wcale nie uważam, że facet, żeby się spełnić, musi mieć syna. Poza moją sportową pasją, którą niewątpliwie jest sport i dyscyplina strongman, na co dzień prowadzę własną działalność związaną z budowlanką. Poza sportem moją pasją jest też stolarka, uwielbiam robić meble, które potem przez lata służą ludziom.

Wspomniał pan też o zwierzątkach domowych. Strongman, który uwielbia przytulać się do piesków?

Moja żona, córki i nasze zwierzaki, to nasz dom, który kocham i chronię. Absolutnie nie wstydzę się tego, że tak zwany siłacz lubi przytulać się do bliskich czy do swoich zwierząt. Z dumą mogę powiedzieć, że mam w domu dwa pieski rasy chihuahua, jednego szpica miniaturowego, dwa koty, dwa szczurki, królika i jeszcze dochodzi do tego szynszyl, który należy do chłopaka mojej córki. Kocham zwierzaki! Mogę się wydawać wielki i groźny podczas zawodów, ale na co dzień jestem normalnym facetem - mężem, ojcem i opiekunem.

Dziękuję za rozmowę.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kartuzy.naszemiasto.pl Nasze Miasto