Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Krystyna Kliszewska - odszedł dobry człowiek, cudowna matka, wspaniała, piękna kobieta!

Lucyna Puzdrowska
Lucyna Puzdrowska
Archiwum prywatne/ pozostałe zdjęcia Maciej Krajewski i archiwum red.
Zaczynając pisać o śp. Krystynie Kliszewskiej musiałam redakcyjnie przypisać ten materiał do jakiejś konkretnej kategorii i... okazało się, że po raz pierwszy mam problem. Nasza pani Krysia wpisuje się w każdą kategorię tematyczną. Była osobą niezwykłą, chyba rzadko dziś spotyka się takich ludzi. Oddana ze wszech miar rodzinie, ale też na tyle pełna życia, pasji, różnorakich zainteresowań, że nigdy nie można było przypisać jej łatki - człowieka historii, rozrywki czy kultury. Interesowała się wszystkim, co dzieje się w gminie Kartuzy. Była orędownikiem wszelkich przedsięwzięć służących rozwojowi Kartuz i Kaszub. Przede wszystkim jednak pani Krysia była ogromnym naszym przyjacielem - redakcji "Dziennika Bałtyckiego" i lokalnego dodatku - "Tygodnika Kartuzy", które prenumerowała od dziesięcioleci.

Pojawiło się mnóstwo informacji w lokalnych mediach - zmarła Krystyna Kliszewska, społeczniczka, m.in. sekretarz kartuskiego oddziału Polskiego Związku Emerytów, Rencistów i Inwalidów, a także członek zarządu Towarzystwa Miłośników Kartuz.

Pojawiły się też fragmenty jej biografii - wyjątkowego, obfitującego w radości i smutki życia. I bardzo dobrze, bo była jedną z niewielu osób, o których z czystym sumieniem można powiedzieć, że na to zasłużyły.

Nasza pani Krysia

Pragnę, bo czuję, że jestem Jej to winna, przedstawić państwu inną Krystynę Kliszewską - nie tę działaczkę, nie tę członkinię PZEiR w Kartuzach czy TMK w Kartuzach.

Pani Krysia była z nami - redakcją kartuskiego oddziału "Dziennika Bałtyckiego" od zawsze, odkąd tu pracuję. Wcześniej zaprzyjaźniłyśmy się w mojej poprzedniej pracy. Zawsze było dla niej najważniejsze dobro i rozwój gminy Kartuzy. Dopiero później, gdy zbliżyłyśmy się bardziej, zaczęła opowiadać o rodzinie, mężu, dzieciach.

Ta bliskość narastała i już nie było kontaktów zawodowych z panią Krysią dotyczących tylko komunikatów i informacji związanych z kartuskim oddziałem ZERiI czy TMK.

Pani Krysia dzwoniła... jak było jej źle. O swojej chorobie powiedziała mi w redakcji - cóż, takie wtedy były normalne czasy, że pracowaliśmy w redakcji, a nie zdalnie. Byłam przerażona, pociekły łzy, ale to ONA stanęła na wysokości zadania. To ona mnie pocieszała, koiła ból, a przecież powinno być odwrotnie. Taka była Krystyna Kliszewska.

Do tego pełna wiary, że z pomocą rodziny - dzieci, uda jej się pokonać chorobę.

Nie zaprzestała swojej aktywności ani na chwilę - nawet, gdy była zmęczona, wykończona po chemii, potrafiła pójść do kartuskiego magistratu i wykonywać swoje "obowiązki". Cudzysłów, bo przecież w ogóle nie musiała tego robić.

Przy okazji i nie tylko, zawsze odwiedzała nas w redakcji. Zbliżające się święta - jakiekolwiek, zwiastowały nam odwiedziny pani Krysi. Nigdy nie przychodziła z pustymi rękami - kartka z życzeniami, czekoladki, drobne upominki dla każdego - to był standard.

Pamiętam też jak zmarł mój brat, teść, to pani Krysia była pierwszą z kondolencjami. Potrafiła przytulić, pocieszyć, nawet jak już była bardzo chora. Czuła się nieszczęśliwa, gdy pukała do drzwi redakcji, a nas nie było z powodu pandemii i pracy zdalnej. Na szczęście miała do nas telefony i dzwoniła, opowiadając mi o tym co dzieje się lub będzie w kartuskim oddziale związku emerytów czy w ogóle w Kartuzach.

Pani Krysia bardzo przeżyła śmierć męża, z którym była do ostatnich chwil jego życia. Dbała o niego tak, jak zakochana od dziesięcioleci kobieta powinna. Rozmawiałyśmy wtedy wiele razy i zawsze mi powtarzała, że jak kochasz to do końca.

Wtedy też z nią to przeżywaliśmy, nie zdając sobie sprawy, że niedługo ten wyrok dotknie i Jej samej.

Kariera syna - ponad wszystko!

Pamiętam jeden niezwykły dzień, kiedy pani Krysia po raz pierwszy przyszła do naszej redakcji, by o coś poprosić. Zawsze była taka skromna, dbająca tylko o innych, a tu nagle poprosiła o coś dla siebie.

Ale okazało się, że było warto. Pani Krysia zasygnalizowała nam, że powieść jego syna może stać się bardzo znaną pozycją (co potwierdziły kolejne miesiące) i zapytała, czy nie chcielibyśmy o niej napisać. Oczywiście, że chcieliśmy, tym bardziej jak okazało się, o czym jest powieść "Bez rozgrzeszenia".

Ostatnią rozmowę przeprowadziłyśmy na początku grudnia

Miesiąc wcześniej zadzwoniła do mnie, oczywiście w sprawie kartuskich emerytów, którym pragnęła zapewnić dobre, okraszone wspólnymi wycieczkami, spotkaniami integracyjnymi, życie na emeryturze.
Rozmawiałyśmy bardzo długo.

Na początku grudnia to ja zadzwoniłam, tylko po to, by zapytać o jej zdrowie. Była taka... szczęśliwa, podekscytowana i wzruszona tym telefonem. Mówiła, że czuje się dobrze.

- Raz jest lepiej, raz gorzej, ale mam nadzieję, że będzie dobrze - mówiła. Albo tak bardzo umiała wyprowadzić mnie w pole, albo faktycznie wierzyła prawie do końca w to, że uda jej się pokonać chorobę.

To była jedna z najdłuższych rozmów, jakie kiedykolwiek przeprowadziłyśmy. Rozmawiałyśmy o jej chorobie, badaniach, ale też ogólnie o życiu i sprawach osobistych. I taką panią Krysię zapamiętam - taka pozostanie w moim sercu na zawsze - niezłomna, cudowna, piękna kobieta.

W mojej rodzinie "Dziennik Bałtycki" był od zawsze i czytaliśmy go od deski do deski

Pani Krystyna w Kartuzach mieszkała od urodzenia w 1935 roku, aczkolwiek w okresie II wojny światowej wraz z rodziną tymczasowo przeniosła się do Gdańska.
"Dziennik Bałtycki" w jej domu nieprzerwanie gościł od 1945 roku.

- Zaraz po wojnie, jak wróciliśmy z rodziną do Kartuz, to wówczas już rodzice kupowali "Dziennik Bałtycki". Ja sama czytałam go jak chodziłam do liceum, a później, jak już się usamodzielniłam po maturze, to musiał być codziennie w domu. Zawsze był z nami i czytaliśmy go całą rodziną od deski do deski - opowiadała pani Krystyna.- Czytam też inną prasę, ale prenumeruję wyłącznie "Dziennik Bałtycki". To jest moja ulubiona gazeta i muszę ją mieć codziennie.

W stolicy Kaszub pani Krystyna znana była przede wszystkim ze swojej wytrwałej działalności w oddziale Polskiego Związku Emerytów, Rencistów i Inwalidów, którego była sekretarzem. Wiele osób młodszych kojarzy ją jako jedną z głównych postaci zaangażowanych w organizację konkursów na najpiękniejsze posesje w mieście. Przekładało się to na jej preferencje, jeśli chodzi o czytane w "Dzienniku Bałtyckim" tematy - estetyka, zagospodarowanie ogrodów czy sprawy budowlane. Niemniej, jak podkreślała wielokrotnie, interesowały ją wszystkie tematy, zwłaszcza te dobrze, poprawną polszczyzną napisane.

Najchętniej jednak sięgała po teksty z dziedziny kultury i historii. Ze względu na fakt, iż ojciec pani Krystyny był taksówkarzem, także motoryzacja potrafiła przyciągnąć jej uwagę. Ostatnimi laty przekonała się też do sportu.

Wzruszały ją też wspomnienia Sybiraków, po które lubiła sięgać.

- Jestem niezwykle wzruszona czytając o pobycie tych ludzi na Syberii, bo wtedy uzmysławiam sobie, jak my mamy dobrze, a co oni musieli tam przeżyć – opowiadała w rozmowie z Maciejem Krajewskim z okazji 75-lecia „Dziennika Bałtyckiego”

Choć nie umiała przytoczyć konkretnego materiału dziennikarskiego, który w sposób szczególny zapadł jej w pamięć, to bez dłuższego zastanowienia potrafiła wskazać autora, którego artykuły najchętniej czyta.

- Zawsze bardzo się cieszę, jak pan redaktor naczelny Mariusz Szmidka pisze – mówiła. - Bardzo lubię czytać jego artykuły - są tak treściwe i napisane tak pięknym językiem. Szkoda, że pojawiają się tak rzadko.

Z moich materiałów, o czym kilkukrotnie mówiła, w jej pamięci zachowały się szczególnie te, pisane jeszcze przed laty w „Gazecie Kartuskiej”. Tak się składa, że oba dotyczyły księży. Pierwszy był tekstem wspomnieniowym po śmierci ks. Gerarda Kulwickiego, drugi po śmierci ks. Waldemara Piepiórki.
Z materiałów, które powstały już w „Dzienniku Bałtyckim” najchętniej wracała do tekstu wspomnieniowego i relacji z pogrzebu przedsiębiorcy Jacka Wrońskiego i ks. Wojciecha Wiśniewskiego, byłego proboszcza w Kiełpinie.

- Pani Krysieńko, to ja chyba najlepiej umiem pisać o ludziach, którzy już odeszli – śmiałam się podczas tych rozmów.

Nigdy nie myślałam, że będę kiedyś musiała pisać w tym kontekście o samej pani Krystynie. Była za bardzo "zdrowa duchem", za bardzo aktywna i za bardzo obecna wciąż wśród nas.

Niestety, gdzieś tam na górze mieli dla niej inne plany. I pewnie tak jak za życia martwi się tam, przejmuje i robi wszystko, by Aniołom w Niebiosach żyło się jeszcze lepiej.

Jedno jest pewne, kobiety tak zaangażowanej w życie społeczne, a przede wszystkim z tak ogromną kulturą osobistą, skromnością i ogromnym sercem na potrzeby innych, nie spotkamy przez lata. Jeśli dodać do tego jak dobrym była człowiekiem i jak przepiękną, zadbaną mimo podeszłego wieku kobietą, to pewnie nie spotkamy nigdy.

Pani Krysieńko, do zobaczenia...

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kartuzy.naszemiasto.pl Nasze Miasto