Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kiełpino. "Jestem pewna, że tata jest z nas dumny" - mówi Anna Pakura, współwłaścicielka cukierni ALICJA

Lucyna Puzdrowska
Lucyna Puzdrowska
Archiwum red./Cukiernia Alicja
Święta Bożego Narodzenia niezmiennie od lat kojarzą się ze słodkościami na wigilijnym stole - zapachem makowca, migdałów i skórki pomarańczowej. Odwiedziliśmy cukiernię "Alicja" w Kiełpinie, która od ponad ćwierć wieku zaopatruje mieszkańców okolicznych miejscowości w świąteczne wypieki. Cukiernię założył w 1994 r. śp. Henryk Gransicki, który po szkole cukierniczej i wielu latach pracy w innych zakładach, zdecydował się wraz z żoną Ewą założyć własną działalność.

- Mama męża była znana z bardzo dobrych ciast, przygotowywała je dla całej rodziny i nie tylko, a mąż odziedziczył po niej talent i zamiłowanie - mówiła w 2014 r., kiedy cukiernia została laureatem plebiscytu „Dziennika Bałtyckiego „Mistrzowie Smaku”, Ewa Gransicka, współwłaścicielka cukierni. - Na początku wyroby sprzedawaliśmy tylko do sklepów, potem przy zakładzie otworzyliśmy mały sklepik, który cieszył się coraz większym zainteresowaniem.

Cukierni systematycznie przybywało klientów, dlatego właściciele rozwijali działalność. W 2007 roku otworzyli firmowy punkt w Kiełpinie, potem, już po śmierci pana Henryka, w Kartuzach. Poza tymi miejscami, wyroby "Alicji" zakupić można też w ponad dwustu sklepach w powiecie kartuskim i Trójmieście.

Jakie słodkości cieszą się największym zainteresowaniem klientów w okresie przedświątecznym?

- Na pewno jest to krajanka, piernik z nadzieniem pomarańczowym, piernik Mazowsze i piernik królewski, makowce i babka makowa – wymienia Anna Pakura, córka założyciela cukierni, obecnie współwłaścicielka. - Polecam babkę makową. To nowość w naszej ofercie i zapewniam, że jest przepyszna.

Czy na święta wprowadzane są nowości? A może cukiernia wierna jest dawnym przepisom?

- Nie zmienia się tego, co cieszy się niesłabnącym powodzeniem u klientów, ale zawsze staramy się coś ulepszyć czy wprowadzić nowe produkty - kontynuuje pani Ania. - Mam kreatywnych cukierników i jestem otwarta na wszystkie pomysły i inspiracje. Zazwyczaj siadamy razem i wspólnie ustalamy co zmieniamy w ofercie, co wprowadzamy nowego. To praca zespołowa, która zdaje egzamin i sprawdza się od lat.

Ile dawnych receptur Henryka Gransickigo przetrwało?

- Przetrwało bardzo dużo z czasów, gdy mój tata zarządzał tym biznesem, przede wszystkim jego zasady i podejście do cukiernictwa - opowiada Anna Pakura. - Tata wyznawał zasadę, że aby zdobyć klientów i ich utrzymać, produkty muszą powstawać w sposób naturalny, bez żadnych gotowych mieszanek i ulepszaczy. Dla przykładu nasze pierniki wyrabiamy na prawdziwym miodzie, mak do makowców sami parzymy i mielimy itd.

- Pewnie, że nie wszystko przebiega tak samo jakby tata to robił, bo jednak zmieniła się technologia, wiele czynności dawniej wykonywanych ręcznie, robią teraz maszyny. Poza tym realia są trochę inne, a wiadomo, że trzeba iść z duchem czasu. Zasada jednak pozostała. Nasze wypieki wciąż są zgodne z kaszubską tradycją, że dobre, zdrowe jest to co naturalne.

- To się znakomicie sprawdza, ludzie przychodzą, chwalą i co najważniejsze wracają do nas. Nie tracimy klientów, a wręcz przeciwnie, pozyskujemy wciąż nowych. Jeśli natomiast chodzi o jakiś konkretny przepis taty, któremu wciąż jesteśmy wierni, to na pewno jest to makowiec i ciasto drożdżowe - mówi córka byłego właściciela.

"To był skok na głęboką wodę" - wspomina początki przejęcia biznesu pani Anna

- Nie byliśmy przygotowani na śmierć taty, ani tym bardziej ja nie byłam przygotowana na prowadzenie całego biznesu. To było jak skok na głęboką wodę! - wspomina pani Ania. - Na szczęście miałam wokół siebie rodzinę, mamę, siostry, które udzieliły mi niesamowitego wsparcia. I co nie mniej ważne, byli ze mną pracownicy taty, niektórzy pracujący w tej firmie od wielu lat.

- To byli i są znakomici fachowcy, wielu uczyło się zawodu od mojego taty. To miało ogromne znaczenie i w tych trudnych początkach pozwoliło mi się nie poddać i sprostać temu ogromnemu wyzwaniu. Tym bardziej, że pracowałam wtedy w biurze i temat cukiernictwa był mi znany wyłącznie z opowiadań taty i czasem podglądania go przy pracy. Na pewno to, że mi się udało, to ogromna zasługa pracowników firmy.

Jak dodaje Anna Pakura, ogromnym wsparciem jest dla niej mąż Łukasz.

- Daje mi przestrzeń do kierowania i rozwijania biznesu, a jednocześnie wspiera w naszym codziennym życiu – kontynuuje pani Ania. - Mam cudowną rodzinę.

W rodzinny biznesie państwa Gransickich pracuje również mama, siostra i mąż pani Ani. Tylko druga siostra wybrała fryzjerstwo, ale mimo innego wyboru drogi zawodowej, prywatnie również wspiera siostry i szwagra.

- Często podkreślam, że najważniejszą rolę pełni moja mama, bo wychowuje nam dzieci - śmieje się pani Ania. - Bez mamy nie mogłabym tyle czasu poświęcać biznesowi. Mogę krótko powiedzieć, że firmę prowadzą same kobiety i mój mąż.

"Niektórzy pracownicy są z nami od początku, od powstania pierwszej cukierni"

- To, że niektórzy pracownicy są z nami od założenia pierwszej cukierni świadczy o tym, że dałam radę – kontynuuje pani Anna. - Gdyby widzieli, że nie sprostałam zadaniu jakie tak nagle przede mną los postawił, to by odeszli. Są dla mnie ogromnym skarbem, tym bardziej w obecnych czasach, gdy trudno o dobrych fachowców nie tylko w cukiernictwie. Zatrudniam wiele osób, młodszych i starszych. Jeśli chodzi o tych młodszych, to wyznaję zasadę, że trzeba ich sobie wychować i wtedy w krótkim czasie stają się częścią zespołu. Ważne, żeby chcieli dawać z siebie coraz więcej i wtedy działa to w obie strony.

"Jestem przekonana, że tata jest z nas dumny"

Okres Świąt Bożego Narodzenia, kiedy siadamy całą rodziną przy wigilijnym stole, to też czas, gdy wspominamy tych, których już przy tym stole nie ma. Tak jest też w domu państwa Gransickich, gdzie puste nakrycie ma szczególne znaczenie i wymiar.

- Wigilia i to puste nakrycie na stole skłania nas w sposób szczególny do wspominania taty - mówi z nostalgią pani Anna. - Zastanawiamy się jaki by dziś był, co by powiedział, jak cieszyłby się z wnuków. To już dziewięć lat minęło, odkąd nie ma go z nami, a wciąż tak samo niezmiennie za nim tęsknimy. Jednego jestem pewna, na pewno spogląda tam na nas z góry i jest bardzo dumny ze swoich dziewczyn.

- Podejrzewam, że przed laty nikt w to nie wierzył, że tak świetnie damy sobie radę w tak trudnym biznesie. Najcięższy był okres pandemii, kiedy nagle z dnia na dzień prawie wszystko zostało zamknięte. Pozostała nam tylko sprzedaż detaliczna, ale też nie wyglądała kwitnąco, kiedy ludzie byli pozamykani w domach, kwarantannach, izolacjach. Skończyły się zamówienia na wesela, których po prostu nie było. Podobnie było z eventami firmowymi, bo ludzie pracowali zdalnie i tak dalej i tak dalej. Przeżyliśmy jednak ten czas, nie upadliśmy, nie zwolniliśmy pracowników. Daliśmy radę i oby tak dalej.

Na zakończenie rozmowy pani Ania składa wszystkim Klientom i Czytelnikom, Mieszkańcom Kartuz, powiatu kartuskiego i Trójmiasta, serdeczne życzenia świąteczne

- Niech te dni będą dla wszystkich czasem rodzinnym. Niech radość i pokój Świąt Bożego Narodzenia towarzyszy Państwu przez cały Nowy Rok. Życzę, aby był to rok szczęśliwy w osobiste doznania, spełnił zamierzenia i dążenia zawodowe oraz by przyniósł wiele satysfakcji z własnych dokonań - dodaje Anna Pakura.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kartuzy.naszemiasto.pl Nasze Miasto