Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Angelika Cichocka z SKLA Sopot: Na mistrzostwa świata jadę pełna optymizmu. Mam nadzieję, że wyjadę z Belgradu z życiówką

Rafał Rusiecki
Rafał Rusiecki
Angelika Cichocka w Toruniu na halowych mistrzostwach Polski zdobyła dwa złote medale w biegach na 800 i 1500 metrów
Angelika Cichocka w Toruniu na halowych mistrzostwach Polski zdobyła dwa złote medale w biegach na 800 i 1500 metrów Piotr Lampkowski
Rozmawiamy z Angeliką Cichocką, biegaczką SKLA Sopot, która wraca do wielkiej formy, jaką zachwycała kilka lat temu. Pochodząca z Kaszub lekkoatletka pokazała moc podczas mistrzostw Polski w hali w Toruniu. Swoją siłę będzie chciała także pokazać podczas halowych mistrzostw świata w Belgradzie.

Gratuluję zdobycia dwóch złotych medali na halowych mistrzostwach Polski w biegach na 800 i 1500 metrów. Jak się pani czuje po tym wysiłku?
Dziękuję za gratulacje. Przede wszystkim to były dla mnie dobre biegi, taktyczne. Dosyć wolne, ale na mistrzostwach Polski celuje się w miejsce. Moim założeniem był mocny finisz. Byłam pewna siebie na tych mistrzostwach, widząc treningi, które wykonywałam wcześniej. Już dawno tak szybka nie byłam, jak teraz. Czułam, że wystarczy parę kroków i uda mi się przesunąć w stawce. Zaufałam sobie, swojemu finiszowi i to się sprawdziło w jednym i drugim biegu. Jak wspomniałam, nie były szybkie, więc dosyć łatwo było wykrzesać energię w końcówce.

Kilkanaście dni przed mistrzostwami Polski, na tej samej bieżni w Arenie Toruń, na zawodach Copernicus Cup uzyskała pani znakomity wynik 2.00,53 na 800 metrów.
Z tego biegu na Copernicusie nie byłam do końca zadowolona. Z czasu jak najbardziej. Taktycznie mogłam pójść szerzej na końcówce i kto wie, może nawet wygrać ten bieg. Po to są jednak starty przed mistrzostwami, aby dopracować wiele elementów taktycznych i uczyć się pewnych rzeczy lub przypominać sobie o nich.

To wynik nawiązujący do roku 2014 i fenomenalnych wyników, okraszonych srebrnym medalem halowych mistrzostw świata w Ergo Arenie.
Tak, dokładnie. Wydaje mi się, że w tym sezonie naprawdę na 800 metrów stać mnie na życiówkę. Byłoby naprawdę fajnie zrobić to na halowych mistrzostwach świata w Belgradzie (18-20 marca – przyp.).

Wspomniany Belgrad to bardzo bliska perspektywa. Będzie się tam pani ścigać na 800 metrów. Co, jako doświadczona zawodniczka, zakłada pani sobie przed występem w Serbii?
Przede wszystkim chcę dobrze pobiec. Mądrze, spokojnie i uważnie. Myślę, że poziom w tym roku będzie wysoki, a przez to trzeba będzie dać z siebie wszystko, aby awansować do kolejnych rund. Ważne będzie, aby na dystansie nie tracić, nie nadrabiać, bo niuanse mogą decydować o awansie do półfinału, czy finału. Chcę wykorzystać swoje doświadczenie i pobiec z głową. Wydaje mi się, że powinno być dobrze. Treningi i starty wskazują, że jest OK. Jadę pełna optymizmu na te mistrzostwa. Mam nadzieję, że wyjadę z życiówką. Zobaczymy (śmiech).

Na mistrzostwach świata zawodnicy wypadają różnie. Niektórzy nie radzą sobie z presją. Dla innych trudne jest bieganie turniejowe, czyli dwa-trzy dni pod rząd. Ja te wszystkie elementy mam już sprawdzone.

Czy zakłada pani w sezonie poolimpijskim, że będzie dopływ świeżej krwi na bieżni?
Zawsze to trzeba brać pod uwagę. Absolutnie nie można lekceważyć żadnych zawodników. Wypadłam na parę lat z obiegu, że tak powiem. W tym czasie pojawiło się mnóstwo nowych nazwisk. Ja tych dziewczyn nie kojarzę, bo na wysokim poziomie zaczęły biegać stosunkowo niedawno. Nie będę analizować każdej zawodniczki. Myślę jednak, że z trenerem wspólnie przejrzymy listy, może obejrzymy parę biegów, aby ustalić taktykę. Przede wszystkim interesuje mnie taktyka na moje mocne bieganie. To jest rywalizacja i trzeba brać pod uwagę inne zawodniczki, ale przede wszystkim skupię się na sobie. Mam 11. wynik w światowych tabelach. W ubiegłym roku w Toruniu, zdobywając medal, nie pamiętam, który miałam wynik, ale na pewno nie na pozycji medalowej. Nie można się zamykać w żadnych ramach czasowych. Na mistrzostwach świata zawodnicy wypadają różnie. Niektórzy nie radzą sobie z presją. Dla innych trudne jest bieganie turniejowe, czyli dwa-trzy dni pod rząd. Ja te wszystkie elementy mam już sprawdzone. Wiem, jak odnajduję się w tych sytuacjach. To też dodaje mi pewności siebie.

W biegu na 800 metrów, oprócz oczywistej podwaliny fizycznej, szalenie ważna jest taktyka. To zawsze duża zagadka.
Trudne jest bieganie w hali. Proste są krótkie. Cudownie, jeśli się na łukach nie nadrabia. Nie zawsze można jednak wyprzedzać na prostej, a takie manewry na łuku kosztują dużo energii. Przez te dwie minuty na bieżni dzieje się bardzo dużo. Od samego startu trzeba biec uważnie. Uważać na linie, bo przepisy też są w tym względzie bardzo rygorystyczne. Jest co robić w tym biegu. To nie jest tak, że start i lecimy ile Bozia dała. Podczas tego biegu trzeba dużo obserwować i analizować.

Zazdrości więc pani trochę sprinterce Ewie Swobodzie?
Tam z kolei ważny jest jeden element wyjścia z bloku i samego startu. To konkurencja na swój sposób wymagająca, trudna i inna.

Pani jest niezwykle wrażliwą osobą. Nie sposób nie poruszyć tematu wojny, która dzieje się za naszą wschodnią granicą. Ma pani kontakty ze sportowcami ze Wschodu?
Mam kontakt z Olgą Liachową i innymi przyjaciółmi, których poznałam na zawodach wojskowych. Cały czas jesteśmy na łączach i na szczęście są w bezpiecznej, na ile to można określić, strefie. Nie są to tereny bombardowane. Starają się angażować i udzielać pomocy Ukraińcom. Ja robię tak samo. To cudowne, że wszyscy tak pomagamy, jednoczymy, że przyjmujemy pod dach ludzi. Jestem poruszona i wzruszona. Dziękuję wszystkim i każdemu z osobna za serce, które dają ludziom, którzy do nas uciekają po wielkiej traumie. Mam nadzieję, że to szybko się skończy i będziemy mogły spotkać się z Olgą, jak dawniej, na obozie sportowym.

Można w ogóle skupić się na swojej pracy treningowej?
Kiedy wybuchła wojna, bardzo trudno było mi skupić się na treningu. To był moment, kiedy Olga wracała z Sum, gdzie była na zgrupowaniu, a które później zostały zbombardowane. Ja po prostu zanosiłam się płaczem i bezradnością. Martwiłam się tym, jeśli przez pół godziny nie dawała mi znać z trasy. Głowa na pewno nie była wtedy na treningu. W obliczu tego, co się dzieje to nie jest jednak problem. Cieszmy się z tego, że u nas jest spokojnie i że możemy pomagać. Z tymi emocjami trzeba sobie radzić, bo one będą i będą duże. Mam jeszcze wielu przyjaciół i znajomych na Ukrainie, ale niestety nie mogę tam pojechać i wszystkich wyciągnąć i wziąć do siebie. Mogę pomagać w inny sposób i to robię.

Cieszmy się z tego, że u nas jest spokojnie i że możemy pomagać. Z tymi emocjami trzeba sobie radzić, bo one będą i będą duże. Mam jeszcze wielu przyjaciół i znajomych na Ukrainie, ale niestety nie mogę tam pojechać i wszystkich wyciągnąć i wziąć do siebie. Mogę pomagać w inny sposób i to robię.

Różnorakie światowe organizacje sportowe odcinają się od rosyjskiego i białoruskiego sportu. Co pani o tym myśli?
Jeżeli chodzi o jednostkowe podejście do każdego sportowca, to z pewnością jest to krzywdzące. Z drugiej strony trzeba zadziałać globalnie. Sport jest też siłą danego państwa. Wcześniejsze afery dopingowe na Wschodzie pokazują, jak bardzo ludzie są skupieni na pokazywaniu swojej dominacji poprzez sport. Wiem, że to uderza w sportowców, ale trzeba działać. Ludzie też muszą coś z tą sytuację zrobić, działać. W obliczu tego, co się dzieje, nie można milczeć i udawać, że wszystko jest ok. Są mieszkańcy, którzy protestują, i muszą to robić, wychodzić na ulice. Trzeba pokazywać światu, co się dzieje. Mimo, że jest to krzywdzące, uważam że to dobra droga.

Jest pani przykładem sportowca, który związał się z armią. Czy na Wschodzie taki dwutorowy rozwój lekkoatletów jest popularny?
Tak, bardzo. Nie wiem, czy powinniśmy to poruszać, ale Olga wypisała się już z armii. To zapewnia jej bezpieczeństwo, że będzie mogła wyjechać z kraju. Rozumiem jej postawę. Ma małe dziecko. Nie chce ryzykować, że w pewnym momencie dostanie wezwanie na przykład do Kijowa. Miała możliwość wystąpienia z armii i zrobiła to. Nadal wielu moich znajomych jest w armii, są na froncie i walczą za Ukrainę. Znam tych ludzi i codziennie jest napięcie, bo nie wiadomo, co się wydarzy. Większość męskiej części moich znajomych teraz, kiedy rozmawiamy, zasuwa z karabinami i walczy za swój kraj.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sopot.naszemiasto.pl Nasze Miasto