Paweł Marciński czuje się zażenowany rozgłosem wokół swojej osoby. Jak powiedziała nam pani Justyna, żona strażaka, dotychczas to on służył pomocą, ale anonimowo, jako strażak OSP, a teraz nagle gdzie nie spojrzy, widzi na plakatach swoją twarz.
- To go peszy i choć zdaje sobie sprawę, że tylko w tym rozgłosie nadzieja, to jednak krępuje go powszechne zainteresowanie - mówi pani Justyna.
Gdy rodzina dowiedziała się, że Paweł jest chory na białaczkę limfoblastyczną, sprawy postanowila wziąć w swoje ręce energiczna siostra strażaka, Iwona Marcińska-Koszałka.
- Nie było na co czekać, trzeba było zacząć działać - opowiadała dziś przejęta akcją i rosnącą z chwili na chwilę pani Iwona. - Zdawałam sobie sprawę, że jeśli na akcję odpowie sporo osób, to ten szeroki odzew na Pawłowi nadzieję i siłę do walki z chorobą. Nie spodziewaliśmy się jednak aż takiej frekwencji. To niesamowite, jak ludzie potrafią sie jednoczyć z osobą, która tego potrzebuje.
Pani Iwona zwróciła też uwagę na bardzo ważny aspekt, a mianowicie jak rośnie w kraju, zwlaszcza w małych miasteczkach i wioskach świadomość ludzka. Coraz więcej osób zdaje sobie sprawę, że rejestracja to tylko chwila, że nic nie boli, a sam przeszczep nie zagraża życiu, a drugiej osobie może je uratować.
Dowodem Kasia z Brodnicy Górnej
Pani Kasia, dla której ponad rok temu organizowano podobne akcje w Brodnicy Górnej i Borzestowie, dziś była obecna podczas rejestracji dawców dla Pawła. Ta młoda mama dwójki dzieci, której kibicował cały powiat kartuski, dziś czuje się dobrze. Jest już po przeszczepie.
- Otrzymałam informację, że jest dla mnie dawca w kilka dni po akcji w Brodnicy Górnej - wspomina Katarzyna Łaszewska. - Procedury po rejestracji dawców, badanie zgodności antygenowej, trwają około trzech miesięcy, więc mój dawca nie mógł być żadną z tych osób. Już po przeszczepie powiedziano mi tylko, że to kobieta i że jest Polką. Bardzo mi zależy, aby się dowiedzieć komu zawdzięczam życie. Mam na to szansę w dwa lata po przeszczepie, więc, żeby powiedzieć tej osobie dziękuję, muszę poczekać jeszcze ponad rok. Dziś jestem tu dla Pawła. Chcę, żeby moja obecność dodała mu wiary i sil do walki z chorobą.
Rodzinna atmosfera i poczęstunek
W akcję pomocy dla Pawła zaangażowało sie mnóstwo osób, nie tylko strażacy z Mojusza, ale wszystkich innych jednostek. Przedstawiciele DKMS mieli ponad 20 stanowisk. Wszystkie były zajęte, a na sali i korytarzu ustawiała się kolejka. Każdy zarejestrowany, po oddaniu próbki z wymazem z policzka, zapraszany był przez panie z kół gospodyń, które przygotowały dla ludzi wielkiego serca mnóstwo pysznych kanapek, żurek, slodkości.
Było jak w domu.
Więcej informacji w "Tygodniku Kartuzy", piątkowym dodatku "Dziennika Bałtyckiego".
Dziennik Zachodni / Wielki Piątek
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?