Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Prezes PCZ w Kartuzach stanowczo o szczepieniach przeciwko COVID-19. „Warto podjąć tę próbę, żeby tego wirusa zatrzymać definitywnie”

Maciej Krajewski
Maciej Krajewski
W poniedziałek 4 stycznia w Powiatowym Centrum Zdrowia w Kartuzach rozpoczęły się szczepienia przeciwko COVID-19. Wśród pierwszych zaszczepionych osób z tzw. grupy „0” był m.in. prezes PCZ Paweł Witkowski, pracujący też jako lekarz na oddziale covidowym szpitala. W rozmowie z dziennikarzami namawiał, aby poważnie potraktować sprawę i nie odmawiać szczepień z powodów właściwie nieuzasadnionych. - Uważam, że nie mamy wyjścia. To jest naprawdę groźna choroba, dla niektórych śmiertelna, powodująca wręcz kalectwo oddechowe - podkreślał.

Równo o godz. 10.30 do Powiatowego Centrum Zdrowia w Kartuzach dotarła pierwsza dawka 30 fiolek ze szczepionką przeciwko COVID-19 firmy Pfizer. Dzięki temu w tym tygodniu w kartuskim szpitalu zaszczepionych będzie 180 osób z tzw. grupy „0”, obejmującej m. in. personel medyczny czy pracowników Domów Pomocy Społecznej.

Wśród pierwszych zaszczepionych znalazł się Paweł Witkowski, prezes PCZ w Kartuzach. W rozmowie z dziennikarzami namawiał do szczepienia się, podkreślając przy tym, z jak poważną sytuacją mamy do czynienia.

- COVID-19 to jest bardzo ciężka choroba. I mówię to jako lekarz, a nie prezes szpitala. To jest ciężka choroba, na którą się umiera - zaznacza prezes kartuskiego szpitala, który również jako lekarz pracuje na oddziale covidowym.

Na potwierdzenie śmiertelności koronawirusa SARS-CoV-2 Paweł Witkowski przytacza też proste statystyki. W latach 2016-2019 rocznie w kartuskim szpitalu odnotowywano od 350 do 450 zgonów. W 2020 liczba ta wyniosła 1024. Jak dodaje należy tu podkreślić, iż w minionym roku nie zmienił się personel medyczny.

- My pracujemy od roku ciężko. Myślę, że dużo ciężej, niż w zeszłym roku. Bo nie dość, że mamy bardzo dużo pacjentów, to jeszcze pracujemy z chorobą, o której bardzo niewiele wiemy (…). Nadal mamy zatrudnionych tych samych chirurgów, tych samych lekarzy. Nie zamknęliśmy połowy łóżek. Wręcz przeciwnie - uruchomiliśmy 20 dodatkowych dla pacjentów chorych na COVID-19. Nie ma innego powodu, żeby ci pacjenci nagle umierali - mówi prezes szpitala, nie pomijając przy tym faktu, iż wzrost zgonów niekoniecznie oznacza, że wszyscy zmarli na COVID-19. - Ale co to ma za znaczenie, czy śmierć człowieka spowodował sam COVID-19, czy zmarł dlatego, że COVID-19 „zamknął” lekarza? Ja nie mówię tu o śmiertelności związanej z bezpośrednim zakażeniem tylko o śmiertelności związanej z tym, że żyjemy w czasach pandemii.

Większość zakażeń poza szpitalem

Od początku pandemii w kartuskim szpitalu zakażenie koronawirusem SARS-CoV-2 stwierdzono u ponad 120 osób z personelu, łącznie ok. 200 razy wprowadzano kwarantanny. Jak jednak mówi prezes PCZ w Kartuzach wcale nie jest tak, że lekarze czy pielęgniarki często zarażają się od pacjentów.

- Większość chorych to są zakażenia związane z przebywaniem w domu, czyli kontaktami pozaszpitalnymi. Ale to też jest bardzo trudne do rozdzielenia. Niemniej my nie obserwujemy takiego wektora przenoszenia, aby pacjent zarażał personel, albo że pracujący na oddziale covidowym więcej chorują - mówi Paweł Witkowski. - Mniej więcej tak samo wygląda liczba zakażeń wśród personelu na oddziale COVID i na oddziale chirurgii, gdzie teoretycznie trafiają do nas pacjenci zdrowi, bo testujemy ich wcześniej.

Prezes kartuskiego szpitala w swojej pracy zauważył też, że wzrost zakażeń wyraźnie można zestawić z okresami luzowania obostrzeń.

- Nie chcę się tu bawić w politykę. Absolutnie. Jestem ostatnią osobą, która chciałaby rozmawiać na temat zarządzania informacją czy tego, co się dzieje. Natomiast obserwujemy, że poluzowanie obostrzeń w kwestii kontaktów międzyludzkich powoduje u nas ewidentny wzrost zachorowań. I my nie obserwujemy pacjentów bezobjawowych. Bo ci bezobjawowi, skąpoobjawowi czy pacjenci, którzy przechodzą COVID-19 łagodnie, do nas nie przychodzą - podkreśla. - Ewidentnie widać w naszym szpitalu, na poziomie lokalnym, wpływ obostrzeń w postaci zachowania dystansu społecznego i zakazu gromadzenia się w większych grupach, na to, ilu ja mam chorych i ilu z nich umiera (…). Nie wiem, które z tych obostrzeń są najskuteczniejsze, a które kompletnie nieskuteczne. Ja wiem na pewno, że wprowadzanie ich powoduje, że za dwa tygodnie ja nie mam problemu z tym, że pacjenci czekają na miejsce, na respirator. Nie ma problemu takiego, że mam po 100-200 osób na SOR-ze z gorączką i z dusznością, gdzie bym musiał tych ludzi odsyłać do domów, bo nie znalazłoby się dla nich miejsce w szpitalu.

Jak dodaje szpital czeka też na to, co się wydarzyło w święta Bożego Narodzenia - czy mieszkańcy stosowali się do apeli i zachowywali reżim sanitarny. O tym przekonamy się mniej więcej w połowie stycznia.

Oddział covidowy obłożony w 90 procentach

W kartuskim szpitalu oddział covidowy funkcjonuje od 8 listopada, po wnioskach składanych przez samo PCZ.

- Decyzją wojewody, stworzyliśmy 10 dodatkowych miejsc covidowych w budynku B. To jest osobny budynek, przystosowany do tego, żeby zachowywać reżim sanitarny. Stworzyliśmy też 5 miejsc respiratorowych w miejscu starego OIOMu. OIOM dla pacjentów nie-covidowych przenieśliśmy na oddział pooperacyjny, na górę, w ramach chirurgii (…). To jest mniej więcej 10 proc. naszej bazy łóżkowej - wyjaśnia Paweł Witkowski.

Obłożenie na oddziale jest ponad 90-procentowe, ale jest płynne. Pacjenci nie czekają na przyjęcie, a, jak zapewnia prezes PCZ, jeśliby wynikła potrzeba dostawienia 11. łóżka to tak też się stanie. We względnie sprawnym funkcjonowaniu placówki pomaga fakt, iż kartuski szpital przygotował się na taką ewentualność już na przełomie marca i kwietnia. Wtedy to, m. in. dzięki pomocy zewnętrznej, udało się zakupić dodatkowych 5 respiratorów, a po wsparciu ze strony gmin i powiatu kartuskiego przebudowano stację tlenową.

Niemniej nawet to nie pomaga tak, jak by można chcieć. Z wyliczeń prezesa PCZ w Kartuzach śmiertelność wśród pacjentów pod respiratorem wynosi ok. 90 proc.

- Na 10 pacjentów, u których zdecydowaliśmy się na respirator, tylko jeden, maksymalnie dwóch to przeżywa – mówi.

Paweł Witkowski nie pomija też kwestii chorób współistniejących, tak często zaznaczanych nawet w naszych codziennych raportach na stronie internetowej.

- W XXI w. na nadciśnienie się nie umiera. Na cukrzycę też nie. Umiera się na chorobę, która „dołącza się” do tych schorzeń „podstawowych” - zauważa prezes PCZ w Kartuzach. - Na COVID-19 zmarła nam ostatnio 36-letnia kobieta. Posiadała chorobę współistniejącą – była nią otyłość. Czy otyłość to jest przyczyna zgonu? (…). To jest coś, co statystycznie skraca życie, ale my nie mówimy o statystyce, a o medycynie - kontynuuje. - My obserwujemy naprawdę bardzo ciężkie przebiegi tej choroby. Przez 30 lat pracy nigdy nie spotkałem człowieka (…), który z powodu grypowego zapalenia płuc umarł w ciągu dwóch dób. A takich pacjentów widziałem już tutaj kilkunastu.

Szczepionka jedynym wyjściem

Cała ta rozmowa sprowadza się ostatecznie do kwestii szczepień. Odkąd pojawiły się pierwsze informacje o tym, jak będą przebiegały szczepienia w Polsce (i nie tylko) wiele osób zaczęło krytykować nie tylko przyjęty podział na etapy, na grupy, ale i pojawiły się głosy o zagrożeniu, jakie niesie ze sobą owo szczepienie.

Prezes PCZ w Kartuzach nie zaprzecza, że szczepionka nie jest w 100 proc. bezpieczna, że nie testowano jej na osobach z grup ryzyka (m. in. dzieciach, kobietach w ciąży), a nawet, że za kilka miesięcy czy lat będzie ona bardziej dopracowana. Powaga sytuacji jednak polega na tym, że liczy się tu i teraz.

- W medycynie nie ma leków, które są 100-procentowo bezpieczne. I tak jest i z tą szczepionką (…). Prowadzimy dyskusję medialną, która jest po pierwsze nieuprawniona, a po drugie pozbawiona podstawowego elementu, czyli wiedzy. Żadna szczepionka wprowadzana na świecie nigdy nie miała rekomendacji dla grup ryzyka, czyli dzieci, kobiet w ciąży, matek karmiących, osób z wieloma dysfunkcjami układu odpornościowego. - mówi Paweł Witkowski, który sam zaszczepił się jako jedna z pierwszych osób w kartuskim szpitalu. - Ta szczepionka za dwa lata będzie lepsza, niż obecna. Ale dacie Państwo radę wytrzymać jeszcze dwa lata? Będąc kucharzem, kelnerką, pracownikiem fitness, nauczycielem, a nawet dzieckiem czy rodzicem, który takie dziecko ma w domu – dacie radę? Bo świat nie.

Ważne w szczepieniu teraz, kiedy istnieje już taka możliwość, jest też podstawowe założenie całego przedsięwzięcia - próba zatrzymania rozwoju COVID-19.

- Namawiajmy ludzi do tych szczepień. Są dwie możliwości: pierwsza nastąpi wtedy, gdy zaszczepi się 70 proc. populacji. Ponieważ jest to wirus, który bytuje tylko na organizmach ludzkich, on nie będzie miał substancji do tego, aby się przenosić. W efekcie tak, jak było z ospą prawdziwą – tej choroby nie ma (…), a też były osoby, które umierały po zaszczepieniu. Ale nikt nie dyskutował, czy warto szczepić na ospę prawdziwą, bo ludzie umierali na tę chorobę. Ona wyludniała cała wsie i jak zaszczepiło się 70-80 proc. populacji to ta choroba przestała się rozwijać i jej już dzisiaj nie ma. Tak samo może być z wirusem SARS-CoV-2 - porównuje prezes kartuskiego szpitala. - Natomiast jeśli zaszczepi się 40 czy 50 proc. społeczeństwa to ten wirus będzie miał szansę również mutować. I będziemy albo szczepić się na kolejne mutacje tego wirusa, tak jak było z grypą, albo w którymś momencie zmutuje tak, że nie znajdziemy na niego szczepionki i będziemy mieli 2020 razy dwa. Dlatego warto podjąć tę próbę, żeby tego wirusa zatrzymać definitywnie.

Zupełnie nie dyskutujemy o tym, jak bierzemy paracetamol, a mam co roku kilkanaście osób, które zmarły z powodu paracetamolu. Jest to lek, który nawet można kupić na stacji benzynowej. Nie zastanawiamy się, jak pijemy alkohol, palimy papierosy, jeździmy szybko samochodem – podejmujemy ryzyko. Żadna firma na świecie nie powie, że tu nie mamy ryzyka. Ale ryzyko, o którym się rozmawia - modyfikacji kodu genetycznego człowieka, wszczepiania czipów (…) - to boję się, że schodzimy w tym miejscu na poziom, do którego nie chciałbym się tutaj zniżać - mówi prezes PCZ, dodając, że technologia mRNA nie jest niczym nowym - tak leczony był chociażby Steve Jobs, który chorował na raka trzustki.

1200 osób już zapisanych

Szczepienia w PCZ w Kartuzach ruszyły w poniedziałek 4 stycznia. Planowo szczepione będą tutaj tylko osoby z grup 0, 1, 2 3, nie będą natomiast prowadzone szczepienia tzw. populacyjne, które najpewniej rozpoczną się w połowie stycznia.

- Szczepienia populacyjne będą prowadziły inne ośrodki, niż ten szpital (…). W mojej ocenie te szczepienia powinny prowadzić POZ - mówi Paweł Witkowski.

Prezes PCZ nie wyklucza jednak takiej możliwości, jeśli pojawi się ku temu potrzeba. Niemniej należy się liczyć z ograniczeniami szpitala – maksymalnie można tu szczepić 300-400 osób tygodniowo. W tej chwili z wymienionych grup (obejmujących m. in. lekarzy z całego powiatu, pielęgniarki, żołnierzy, policjantów, strażaków, personel DPS-ów i stacji Sanepidu) na szczepienia do szpitala w Kartuzach zapisało się ok. 1200 osób.

- Ja uważam, że nie mamy wyjścia. To jest naprawdę groźna choroba, dla niektórych śmiertelna, powodująca kalectwo oddechowe (…). Wiele rządów przeznaczyło wiele milionów euro i dolarów na to, żeby bardzo szybko powstała szczepionka. Bo wszyscy sobie zdają sprawę, ile tak naprawdę globalnie kosztuje ten wirus.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kartuzy.naszemiasto.pl Nasze Miasto