Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Początek procesu - o tym kto zawinił podczas napaści na dom Ukraińców w Chwaszczynie zdecyduje sąd ZDJĘCIA

Lucyna Puzdrowska
W Sądzie Rejonowym w Kartuzach odbyła się pierwsza rozprawa w sprawie napaści na Ukraińców i ich polskiego pracodawcy w maju 2017 roku w Chwaszczynie. Na ławie oskarżonych zasiada osiem osób.

28 maja 2017 r. grupa kilkunastu Polaków otoczyła dom, w którym mieszkają obywatele Ukrainy, rzucali butelkami i kamieniami wznosząc wulgarne i obraźliwe okrzyki oraz groźby karalne podyktowane uprzedzeniami pod względem narodowościowym.
Napastnicy mieli zarzucać obcokrajowcom, że odbierają im pracę i krzyczeć, że mają... wynosić się na Ukrainę. Ukraińcy wezwali na pomoc swojego pracodawcę - Ireneusza N. To właśnie w należącym do niego domu wraz z rodzinami - żonami i dziećmi, pomieszkiwali. Przedsiębiorca przyjechał na wezwanie swoich pracowników. Chciał im pomóc, ale gdy próbował interweniować, został zaatakowany, podobnie jak stojący w pobliżu jeden z Ukraińców. Obaj z obrażeniami ciała trafili do szpitala. Na miejscu pojawiła się policja. Funkcjonariusze zastali w pobliżu domu sporo tłuczonego szkła i resztki pobitych butelek.
19 grudnia przed kartuskim sądem stanęli oskarżeni, w tym Piotr K., u którego feralnego dnia odbywała się impreza „kawalerska”. Trzech oskarżonych nie wzięło udziału w rozprawie. Jak powiedział sędzia Adam Skwierawski, nie mają takiego obowiązku, jeśli są reprezentowani przez obrońców. Pozostali, poza Adrianem G., odmówili składania wyjaśnień i odpowiadania na pytania. Żaden nie przyznaje się do zarzucanych mu czynów.
Jak zeznał Piotr K., tego dnia obchodził tzw. kawalerskie. Zaprosił do swojego domu kilkanaście osób, samych mężczyzn. Początkowo siedzieli na zewnątrz, przy grillu. Gdy się ochłodziło, weszli do domu. Po północy zauważył policję, nie wiedział, o co chodzi.
Wszyscy oskarżeni zgodnie twierdzą, że w pewnym momencie pojawiły się w ich towarzystwie obce osoby. Jedni widzieli, że były ubrane w stroje narodowe, inni tego nie zauważyli. Piotr K. nie potwierdził części swoich zeznań złożonych 29 maja ub. roku w prokuraturze.
- Nic takiego nie mówiłem - zaprzeczał. Na prośbę sędziego, by zerknął na podpis pod zeznaniem, potwierdził, że to jego podpis, więc musiał być pijany składając zeznania.
- Drugiego dnia wieczorem był pan jeszcze pijany? - zapytał sędzia. Piotr K. zeznał, że najwidoczniej myliły mu się wówczas fakty.
Pozostali oskarżeni przyznają, że feralnego wieczoru słyszeli jakieś hałasy, potem pojawił się pracodawca Ukraińców, nagle też zobaczyli jednego z nich w zakrwawionej koszulce i zasłaniającego twarz. Widzieli, że doszło do bójki, ale żaden z nich nie wziął w niej udziału, nikt nikogo nie bił. Słyszeli, że padały wyzwiska, słyszeli jakieś krzyki, ale jak potwierdzają, nie oni wywołali awanturę i nie oni w niej uczestniczyli. Piotr K. zeznał też, że to biznesmen, Ireneusz N., rzucał groźbami, krzycząc, że jeśli „to” się powtórzy, to on (Piotr K.) „wyląduje w lesie w czarnym worku”.
Na następnej rozprawie w marcu 2019 r. wyjaśnienia złożą pokrzywdzony biznesmen Ireneusz N. oraz uczestniczący w akcji policjanci.

Zobacz też:
Ukraińcy dostają coraz więcej propozycji pracy z Zachodu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na kartuzy.naszemiasto.pl Nasze Miasto