Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Chybione transfery w Lechii

Paweł Stankiewicz
Kamil Poźniak to najdroższy niewypał Lechii
Kamil Poźniak to najdroższy niewypał Lechii Tomasz Bołt
Frane Cacić, Aleksandr Sazankow, czy też Kamil Poźniak - te nazwiska byłych piłkarzy Lechii nie zapiszą się chlubnie w historii klubu. Wszyscy drogo kosztowali gdański klub, a sportowo prawie nic nie wnieśli do drużyny. Pieniądze zostały wyrzucone w błoto, a można było je wydać zdecydowanie lepiej.

- Niektórzy piłkarze nigdy nie powinni wejść do szatni tego klubu. Zobaczmy ile kosztował Sazankow. Za te pieniądze można sprowadzić dwóch piłkarzy, którzy wnieśliby więcej niż "zwłoki". To był dobry piłkarz, ale przed kontuzją - mówił trener Bogusław Kaczmarek przed sezonem, kiedy zaczynał pracę z Lechią.

Pierwszym takim nieudanym transferem było jednak sprowadzenie Frane Cacicia. To był pierwszy sezon Lechii w ekstraklasie. Chorwat miał być wielką gwiazdą biało-zielonych. Grał w takich klubach jak NK Zagrzeb, Hajduk Split czy Varteks Varażdin, a w pewnym okresie interesowała się nim słynna Barcelona.

Ten piłkarz miał wręcz rządzić i dzielić w środku pola. Nikt jednak nie przewidział, że przyjechał do Polski z ciężką kontuzją kręgosłupa. Sam zawodnik temu zaprzeczał, a w Lechii mówili, że bardzo dobrze zamaskował uraz. W efekcie podpisał dwuletni kontrakt i co miesiąc pobierał z kasy klubu 7 tysięcy euro. Za co? Za to, że z trybun bacznie oglądał mecze swojego nowego klubu. W Lechii zaliczył 45 minut i tyle widziano go na boisku w pierwszym zespole biało-zielonych.

Gdański klub rozwiązał kontrakt z piłkarzem i chciał udowodnić, że Cacić celowo zataił kontuzję, aby podpisać kontrakt. Chorwat poskarżył się do Polskiego Związku Piłki Nożnej, a ten uznał, że kontrakt został rozwiązany z winy klubu i Lechia musiała zapłacić piłkarzowi zaległe 97 tysięcy złotych.

Sazankow i Poźniak to gracze, którzy Lechię kosztowali bardzo dużo, ale na boisku się nie przydali. Obaj zostali sprowadzeni na wniosek trenera Tomasz Kafarskiego. Szkoleniowiec dziś broni swoich decyzji.

- Obaj to bardzo dobrzy piłkarze - mówi Kafarski. - Nie można ich razem szufladkować. Poźniakowi być może zabrakło czasu albo wsparcia. Może problem tkwił w psychice, że nie zdołał pokazać swoich umiejętności. Jeśli chodzi o Sazankowa, to jestem w stanie się podpisać, że to był dobry piłkarz. Po podpisaniu kontraktu dopiero dowiedzieliśmy się o jego problemach zdrowotnych. Musieliśmy szybko podpisać kontrakt, bo kończyło się okienko transferowe, a wyniki badań nie były jedoznaczne. To był niefortunny zbieg zdarzeń. Szkoda, bo Saszka to był na pewno piłkarz, który miał niebywałe możliwości. Nie było mu dane tego pokazać - dodaje Kafarski.

Do Lechii mógł trafić za to Alfred Finnbogason. Kafarski był w Islandii i obserwował piłkarza, który dziś regularnie strzela gole dla Helsingborga, pogromcy Śląska Wrocław w eliminacjach Ligi Mistrzów oraz dla reprezentacji Islandii.

- Finnbogason wyglądał na piłkarza dobrego, ale nie rzucił mnie wtedy na kolana. Poza tym wtedy na testach w Gdańsku był Razack Traore. Kwestia transferu była trudnym tematem, bo piłkarz miał trudność z podjęciem decyzji. Nie wiedział czy chce wyjechać do Belgii. Kiedy okienko się zamykało to zrezygnowałem z gościa, który nie był zdecydowany i wybrałem Bediego Buvala - powiedział Kafarski.

Lechia zapłaciła Dynamu Mińsk za Sazankowa aż 300 tysięcy euro. Tu dla porównania warto dodać, że Traore kosztował tylko 100 tysięcy w europejskiej walucie. Przez dwa sezony zaliczył 10 meczów w ekstraklasie i strzelił zaledwie jednego gola. Było to debiucie z Górnikiem Zabrze. Lechia wygrała 5:1, a Białorusin - po wejściu z ławki rezerwowych - zdobył ostatniego gola. Później wiecznie miał kontuzje, których nie mógł do końca wyleczyć. W końcu po rozpoczęciu tego sezonu Lechia rozwiązała kontrakt z Białorusinem za porozumieniem stron.

Jeszcze inna historia dotyczy Kamila Poźniaka. On z kolei na zdrowie nie narzekał. Grając w barwach GKS Bełchatów zaliczył znakomity mecz przeciwko Legii w Warszawie, a jego drużyna zanotowała cenne zwycięstwo. Poźniak został okrzyknięty jako talent polskiej piłki nożnej, chociaż to była ocena wystawiona tylko na podstawie tego jednego występu. Oczywiście, grał w zespole GKS, zaliczył kilka przyzwoitych występów, ale tak dobrego już nie. Kafarski koniecznie chciał sprowadzić tego piłkarza do Lechii. Gdański klub zapłacił GKS za Poźniaka 600 tysięcy złotych, a do tego dołożył jeszcze Pawła Buzałę, który akurat miał za sobą bardzo dobrą rundę w biało-zielonych barwach. "Buzi" nie chciał specjalnie odchodzić, ale też nie miał większego wyboru. Jego wartość wynosiła wtedy 400 tysięcy złotych. Zatem sprowadzenie Poźniaka do Lechii kosztowało aż milion złotych! To jest najdroższy transfer w historii klubu. I patrząc na wydane pieniądze najbardziej nieudany. W Lechii rozegrał 16 meczów w ekstraklasie i nie strzelił ani jednego gola. Przeważnie był jednym z najsłabszych zawodników w zespole, ale kibice zapamiętali go z jednego meczu. To było spotkanie derbowe Lechii z Arką w Gdyni. Poźniak wszedł na boisko, kiedy gdańszczanie przegrywali 0:2. I najpierw świetnie podał do Pawła Nowaka, który strzelił kontaktowego gola, a już w siódmej minucie doliczonym czasie gry - po jego dośrodkowaniu - padła wyrównująca bramka dla Lechii. I to było to spotkanie, w którym Poźniak został bohaterem Lechii. Tak dobrego występu w barwach gdańskiego zespołu już nie powtórzył. Ten piłkarz był związany kontraktem z Lechią do 30 czerwca 2016 roku. Nie mógł jednak przebić się do składu.

W Lechii zmieniali się trenerzy, bo po Kafarskim było ich trzech, ale żaden nie widział dla Poźniaka miejsca na boisku. Ostatecznie - podobnie jak w przypadku Sazankowa - klub rozwiązał z Poźniakiem kontrakt za porozumieniem stron.

Błażej Jenek był dyrektorem klubu, kiedy te transfery miały miejsce. I sam przyznaje, że to były jedne z najgorszych ruchów, kiedy on pracował w Lechii.

- Na pewno to nie były to dobre transfery. Patrząc na nakłady finansowe i na wysokość kontraktów. I mam tu namyśli głównie Cacicia i Sazankowa. Poźniak kiedy odchodził z Lechii miał jeszcze długi i niewysoki kontrakt. Nieźle prezentował się na treningach, ale nie potrafił tego udokumentować w meczach ligowych. W przypadku Cacicia i Sazankowa o niepowodzeniu zadecydował czynnik zdrowotny, czyli kontuzje ujawnione już podczas pobytu w klubie. W obu przypadkach badania nie wykazały urazów. W przypadku Poźniaka zaistniał ewidentny brak aklimatyzacji. Chyba to był dla niego za duży przeskok, jeśli chodzi o wielkość klubu i miasta, w porównaniu z poprzednim miejscem, w którym grał - uważa Jenek.

Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że te transfery miały wpływ na politykę transferową obecnego zarządu Lechii oraz znacznie mniejsze środki na transfery.

- Pieniądze w Lechii były źle wydawane na nowych piłkarzy. Teraz to się zmieni. Nie będziemy szastać pieniędzmi. Przyjdą zawodnicy, którzy mogą coś wnieść do zespołu, ale nie będą nas drogo kosztować - zapewniał trener Kaczmarek.

Lechia przed sezonem nie wydała pieniędzy na zakup piłkarzy ani na prowizje menedżerskie. Do zespołu dołączyli wolni piłkarze, z kartą na ręku. Na oceny jest jeszcze jeszcze stosunkowo za wcześnie. Chociaż patrząc na grę Grzegorza Rasiaka to trudno przyznać rację trenerowi Kaczmarkowi. Piłkarz na razie nic na boisku nie pokazał. Nie był to jednak tak kosztowny transfer, jak Sazankowa czy Poźniaka. Sezon dopiero się zaczął i ten doświadczony napastnik wciąż może pokazać swoją przydatność dla zespołu. Oby przypomniał sobie jak się strzela bramki.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na starogardgdanski.naszemiasto.pl Nasze Miasto